Nigdy nie wyznaczałem sobie „okrągłych” dat, od których miały się rozpoczynać zmiany w moim życiu. Z rzucaniem palenia na przykład nie czekałem do Nowego Roku – zrobiłem to na początku grudnia, ponad cztery lata temu. Dojrzałem do decyzji. Udało się, choć nie mogę świętować kolejnych rocznic – nie pamiętam dokładnej daty. Dziś też miał być pierwszy dzień „nowego, lepszego mnie”…
W związku z tym, że rodzina w wakacyjnych rozjazdach i jedynym świadkiem mojej słabości mógłby być pies, postanowiłem wypracować sobie sportowe nawyki – choćby poranne bieganie. Oczywiście nie czekałem z tą decyzją z tego powodu, że rodzina by mnie jakoś szczególnie demotywowała… Sam bym się wstydził żałosnych dystansów, zakwasów i nędznej kondycji. Pewnie bym po prostu nie zaczął… Ale skoro chata wolna, to nie ma obciachu!
Nawet nie spróbowałem. Wprawdzie od bladego świtu jestem na nogach, ale jakoś się rozmieniłem na drobne: jakieś poprawki do zleconych prac, zaległe maile, przelewy, porządki w zdjęciach z ubiegłego tygodnia. W tle brzęczy telewizor, leci dokument o gitarzyście Jasonie Beckerze. Niewiele o nim słyszałem – nigdy nie byłem fanem speedmetalowego grania, ale koledzy-gitarzyści w czasach garażowego łomotania wymawiali to nazwisko z nabożną czcią. Coraz słabiej udaję zapracowanego, zaczynam oglądać.
Ciekawa i poruszająca historia: młodziutki wirtuoz, który od najmłodszych lat nie wypuszczał gitary z rąk, wciąż ćwiczył i doskonalił technikę w wieku osiemnastu lat miał w dorobku dwie dobre płyty nagrane z ambitnym zespołem i solowy album, uznawano go za jedną z najjaśniejszych gwiazd na gitarowym firmamencie. Wspaniały początek kariery! Dwa lata później u Jasona zdiagnozowano stwardnienie zanikowe boczne – postępującą degenerację połączeń nerwowych skutkujące postępującym paraliżem kończyn a w dłuższej perspektywie – niewydolnością oddechową i śmiercią. Młody i energiczny muzyk w ciągu kilkunastu miesięcy wylądował na wózku. Autorski album, który zaczął nagrywać jeszcze jako gitarzysta kontynuował już jako klawiszowiec, zakończył komponując wyłącznie za pomocą komputera sterowanego ruchami gałki ocznej. Muzyczny świat pożegnał się z nim przedwcześnie – Jason jest wprawdzie sparaliżowany od dwudziestu lat, ale zachował całkowitą sprawność umysłową i wciąż komponując na komputerze zerka na gryf gitary…
A ja nie biegałem, bo uznałem, że nie mam odpowiednich butów.
Łukasz Rygało