W zalewie informacji dotyczących tzw. afery podsłuchowej troszkę umknął komunikat Centralnej Komisji Egzaminacyjnej o wynikach egzaminu maturalnego 2014 r. pełny obraz poznamy 12 września, gdy do statystyk ujęte zostaną również wyniki maturzystów z czerwca i sierpnia, ale już dziś wiadomo, że coś nie wyszło. Zdawalność z całego egzaminu oszacowano na 71%, co oznacza że maturę zaliczyło nieznacznie ponad dwieście tysięcy maturzystów. W plotkach o tzw. trudnej maturze było więc odrobinę prawdy, ponieważ zdawalność jest aż o 10% niższa w porównaniu z rokiem ubiegłym.
Tradycyjnie najwyższy procent zanotowano w liceach ogólnokształcących. Najsłabiej wypadły technika uzupełniające, a niewiele lepiej było w liceach uzupełniających. W technikach i liceach profilowanych poziom ukształtował się w granicach 50%. Wyniki te będą na pewno analizowane przez wysokiej klasy specjalistów i mam nadzieje, że opracowania powstałe na ich podstawie pozwolą wyciągnąć odpowiednie wnioski.
Od wielu lat, z racji prowadzenia praktycznej nauki zawodu jak i pełnienia funkcji społecznej w Cechu obserwuję zmiany zachodzące w naszym systemie edukacyjnym. Po transformacji ustrojowej zapatrzeni w statystyki zachodnioeuropejskie, trochę na siłę, a trochę bezładnie postanowiliśmy dogonić świat pod względem procentu osób z wyższym wykształceniem. Szkolnictwo zawodowe zmarginalizowano jako relikt przeszłości. Klasa robotnicza nie była już przewodnią siłą narodu, a i wielkich zakładów pracy ubywało z roku na rok. Marzeniem każdego młodego człowieka i jego rodziców miało być wykształcenie co najmniej licencjackie. Jak grzyby po deszczu wyrastały szkoły wyższe z bardzo skromną kadrą profesorską, ale za to z niewygórowanym czesnym. Byle był ,,papier?, byle był magister. Często kierunki kształcenia były całkowicie oderwane od potrzeb rynku pracy. Preferowano kierunki humanistyczne. Kierunki techniczne wymagają zaplecza warsztatowego i drogich pomocy naukowych. Stopniowo obniżenie standardów stało się widoczne na niższych poziomach edukacji. Wielką ujmą stał się wybór szkoły zawodowej, jako miejsca zdobycia profesji. Moim zdaniem, wraz z napływem niżu demograficznego do szkół, zaczęto ograniczać wymagania, co do poziomu przygotowania i możliwości przyszłych uczniów. Nie ma co się dziwić, przecież brak uczniów to brak etatów nauczycielskich, zamykanie oddziałów, a być może i szkół. Zbieramy więc z rynku wszystko co się da z nadzieją, że jakoś to będzie. Po trzech latach nauki w liceum, części uczniów nie dopuszcza się do egzaminu maturalnego, żeby nie psuć statystyk zdawalności, albo też naraża się młodych ludzi na stres poddawania się egzaminowi, do którego nie w pełni są przygotowani. Zdaniem wielu, egzamin maturalny, zwłaszcza na poziomie podstawowym, jest dziś o wiele łatwiejszy w porównaniu do tego sprzed lat dwudziestu. Świadectwo Dojrzałości straciło na wadze, choć w dalszym ciągu otwiera wiele możliwości.
Mam nadzieję, że wynik egzaminu maturalnego 2014 jest efektem odwrócenia tych negatywnych tendencji opisanych wcześniej. Świadectwo maturalne powinno gwarantować, że jego posiadacz osiągnął odpowiedni poziom wykształcenia. Nie ilość, a jakość liczy się w tej materii. Nie każdy kończący gimnazjum nastolatek powinien trafiać do liceum ogólnokształcącego, a szkoła zawodowa nie powinna być tzw. szkołą negatywnego wyboru. Zgadzam się z opinią, że szkolnictwo zawodowe generuje duże koszty, ale w perspektywie wieloletniej nakłady poniesione na wykształcenie wysokiej klasy robotnika zwrócą się z nawiązką. Tak się szczęśliwie składa, że w powiecie wołomińskim ocalało jeszcze parę szkół zawodowych kształcących na dobrym poziomie. Myślę, że duża w tym zasługa wołomińskiego Cechu. To w firmach zrzeszonych w tej organizacji młodzi adepci rzemiosła odbywają zajęcia praktyczne, poznają tajniki dobrego wykonania usługi czy prowadzenia firmy. Wybór szkoły zawodowej nie zamyka możliwości dalszego kształcenia ale bardzo skraca moment wejścia na rynek pracy i daje możliwość zdobycia jakże bezcennego doświadczenia zawodowego. Coraz częściej docierają do mnie głosy od pracodawców o tym, że wbrew statystykom, na rynku trudno o odpowiedniego pracownika. Zdarza się, że oczekiwania młodych ludzi co do pracodawców są zbyt wygórowane. Wieloletni wysiłek edukacyjny, często wielkość nakładów finansowych związanych z nauką, rozbudza nadzieję na dobrą i wysokopłatną pracę. W zderzeniu z rynkiem pracy, gdzie nie dyplom a umiejętności są ważne, doprowadza to do napięć i frustracji. Oczywiście nie ma prostych recept w tak skomplikowanej materii jak system edukacyjny ale garść myśli jakie tu zamieściłem poddaję pod rozwagę.
Dariusz Kalinowski
Cech Rzemiosł i Przedsiębiorczości w Wołominie