15 sierpnia, Warszawa, Radzymin, Ossów a może inna kolejność?
Pewnie od dobrych dwudziestu, może dwudziestu pięciu lat dzień Wojska Polskiego, podobnie jak rocznica bitwy, (a może po prostu boju, czy też tylko potyczki pod Ossowem, będąca częścią Bitwy Warszawskiej) obchodzona jest w powiecie wołomińskim niezwykle uroczyście. Do tego już zostaliśmy przyzwyczajeni, najwyższe władze państwowe, twarze z pierwszych stron gazet i głównych wydań telewizyjnych programów informacyjnych. Jeszcze do niedawna dochodziła kwestia tego, czy to Ossów, czy też może Radzymin był miejscem, gdzie w roku 1920 obroniona została kluczowa pozycja Wojsk Polskich. Mimo różnic, jako ?Ziemia Wołomińska? byliśmy na ?topie?, przynajmniej takie było wrażenie.
Oglądając relacje zdjęciowe oraz filmowe z Ossowskich uroczystości w zeszłym, jak i w tym roku trudno nie ulec wrażeniu, że coś się zmieniło i wcale nie chodzi tu o nowo odsłaniane, właśnie tego a, nie innego spośród 364 innych możliwych dni, gdzieś tam w krzakach, popiersia osób nie związanych z wydarzeniami mającymi miejsce 94 lata temu.
Uczestników obchodów jakby coraz mniej, gdyby chodziło tylko o część oficjalną jakoś może dałoby się wytłumaczyć: ciut słabszą organizacją, albo za późno wysłanymi zaproszeniami do obłożonych terminami vipów. Problem w tym, że sytuacja wcale nie wyglądała lepiej w trakcie części nieoficjalnej, podczas której organizatorzy zapewniali ?wino, muzykę i śpiew?. Co się w takim razie stało z biesiadnikami, którzy jeszcze nie tak dawno chętnie korzystali z zapewnianych im atrakcji na Ossowskich Błoniach? Gdzie został już kolejny raz z rzędu popełniony błąd?
Być może to kwestia repertuaru, chociaż w gusta ludzkie trudno trafić i dobrać odpowiedni rodzaj muzyki, tak by pasowała ona większości. Dla osób spragnionych nowych faktów historycznych była wystawa poświęcona pułkownikowi Kuklińskiemu. Dla wytrawnych smakoszy kuchni świata tym razem, po amerykańsku, buła z hamburgerem lub hot dog. Rekonstrukcja również i w tym roku została ?odhaczona?. Pojawiają się głosy, że zabrakło pasji, a uczestnicy rekonstrukcji to zwyczajni najemnicy, a nie lokalni zapaleńcy, jak dawniej.
Przyczyn i winnych można szukać i wskazać wielu, a może po prostu należałoby się zastanowić nad nową (starą?), bardziej skromną formułą obchodów, na którą wydawane są bądź, co bądź pieniądze lokalnych samorządów. Pochodzą one dokładnie z tego samego budżetu, co pieniądze na drogi, chodniki i szkoły.
Może w końcu należałoby powiedzieć dość rywalizacji w przepychu i rozmachu poprzednich organizatorów, dość nowych pomników i tablic oraz taniego amerykańskiego kiczu kulturalno-kulinarnego. Dość odwiecznej sąsiedzkiej rywalizacji z Radzyminem w końcu przydałaby się współpraca.
Czas zrobić porządek ze straganami i sprzedawcami odpustowych deklaracji i kiełbasy wyborczej, przywrócić powagę miejscu ostatniego spoczynku tym, którzy walczyli o to, gdzie dzisiaj jesteśmy i polegli na polu chwały.
Igor Sulich