Kwarantanny, kontuzje, świetne mecze przeplatane słabymi – dziwny to był sezon dla Marcovii. Z szansą na happy end.
Wielkimi krokami zbliża się koniec sezonu 2020/2021. Przed ostatnią serią spotkań występująca w czwartej lidze Marcovia Marki zajmuje z dorobkiem 34 punktów ósme miejsce w tabeli. W teorii pozycja ta gwarantuje utrzymanie na przyszły sezon. W praktyce, by podopieczni trenera Konrada Kucharczyka ponownie mogli występować na czwartoligowych boiskach, muszą przynajmniej zremisować w ostatnim meczu z rezerwami Znicza Pruszków. Nie będzie to jednak łatwe zadanie, ponieważ rywale również walczą o ligowy byt.
Oczywiście na koniec sezonu utrzymanie może zagwarantować nawet 9 lokata, ale wówczas trzeba byłoby nerwowo wyczekiwać rozstrzygnięć w wyższych ligach. Wszystko zależne jest od liczby spadkowiczów wśród mazowieckich drużyn. W ostateczności istnieje również możliwość rozegrania spotkań barażowych, po których wyłonione zostaną zespoły bądź zespół, które pozostaną w 4 lidze na przyszły sezon. Tego nasi zawodnicy chcieliby jednak uniknąć. Jak widać opcji jest bardzo wiele, ale Marcovia chce udanie zakończyć wiosenne zmagania, żeby nie pozostawić złudzeń komu z przekroju całego sezonu należy się utrzymanie.
Jaki zatem był to sezon dla naszej drużyny? Pierwsze słowo, które nasuwa się na myśl, to – dziwny. Wszechobecna pandemia już na starcie mocno pokrzyżowała plany trenerowi Kucharczykowi. Już po pierwszym meczu z MKS Piaseczno cały zespół wylądował na przymusowej kwarantannie. Dodatkowo bardzo groźnej kontuzji doznał jeden z czołowych zawodników Bartosz Kozik, dla którego występy w 4 lidze zakończyły się po mniej więcej 30 minutach inauguracyjnego pojedynku w Markach. Wytrącenie z rytmu spowodowało, że Marcovia dobre mecze przeplatała bardzo słabymi, o których wszyscy chcieli jak najszybciej zapomnieć. Pod koniec rundy jesiennej koronawirus uderzył kolejny raz. Szkoleniowcowi z Marek trudno było skompletować skład na ostatnie spotkanie ze Zniczem II Pruszków oraz rozgrywane awansem rewanżowe mecze z MKS Piaseczno i Okęciem Warszawa.
Zimą przeprowadzono transfery, które miały pomóc w utrzymaniu w 4 lidze. Mecze sparingowe, choć ponownie przeplatane dobrą i słabą grą, pozwalały z optymizmem patrzeć w przyszłość. Początek rundy rewanżowej był bardzo obiecujący. Nasz zespół kroczył od zwycięstwa do zwycięstwa, wplatając w to bezbramkowy remis z Unią Warszawa, aż do przegranego spotkania z niewygodną Escolą Varsovia. Następnie markowanie wygrali bardzo ważny wyjazdowy pojedynek z Józefovią Józefów. Następne dwa mecze to dwa różne oblicza Marcovii. Najpierw sromotna porażka 0:7 z Ząbkovią Ząbki, a następnie wygrana 4:1 z wiceliderem Victorią Sulejówek.
Która Marcovia była prawdziwa? Ta ze starcia w Sulejówku. Wówczas oglądaliśmy drużynę, którą zawsze chcielibyśmy widzieć. Drużynę, która nawiązała do najlepszych spotkań za kadencji trenera Kucharczyka. Drużynę, która pokazała olbrzymi charakter po wysokiej porażce z Ząbkovią i utarła nosa niedowiarkom, którzy skazywali ją już na spadek. Niestety, dwa kolejne spotkania z KS Raszyn i Drukarzem Warszawa zakończyły się remisami i Marcovii o bezpieczne utrzymanie przyjdzie walczyć do samego końca. Zwycięstwo w którymkolwiek z tych spotkań sprawiłoby, że ostatnia kolejka sezonu rozegrana zostałaby bez żadnej presji a nasz szkoleniowiec mógłby uważniej przyjrzeć się zawodnikom, którzy dostawali wiosną zdecydowanie mniej okazji do gry. Szkoda – zważywszy na to, że w obu przypadkach Marcovia miała znacznie więcej stuprocentowych okazji, które spokojnie powinny dać jej zwycięstwa.
Czasu jednak nie cofniemy, więc nie pozostaje nam nic innego jak wywalczyć 12 czerwca korzystny rezultat, który zapewni nam grę w czwartej lidze w sezonie 2021/2022. Wszystko w nogach, a przede wszystkim w głowach podopiecznych trenera Kucharczyka.
Marcin Boczoń