Kilka tygodni temu minęło 30 lat od I wolnych wyborów samorządowych. W obecnym samorządzie jest tak, że każdy uczestnik procesu decyzyjnego na każdym kroku podkreśla, że chce jak najlepiej. Dlaczego więc często wychodzi tak, jak wychodzi i trudno się tego ?najlepiej? doszukać jak również trudno znaleźć winnego faktu, że coś nie wyszło tak, jak miało wyjść, choć wszyscy chcieli jak najlepiej?
Gdy wszyscy chcą dobrze to często wychodzi inaczej. Powody takiego stanu rzeczy są różne. Z pewnością sytuacji nie ułatwiają zbyt często zmieniające się przepisy i uregulowania ustawowe, które nie zawsze wchodzą w życie w dogodnym dla tego czy innego samorządu terminie.
Rozpoczętym działaniom nie zawsze sprzyja również kadencyjność, bowiem następcy mają inną wizję rozwoju od poprzedników i wreszcie rzecz najważniejsza ? świadomość obowiązujących przepisów z jaką nowo wybrani samorządowcy rozpoczynają swoją pracę nie rzadko jest minimalna. Nie wszyscy nowo wybrani radni mają wystarczającą wiedzę o prowadzonych w danej gminie inwestycjach, działaniach edukacyjnych czy społecznych, często nie znają obowiązującej w danej dziedzinie polityki (kierunku rozwoju) zapisanej w dokumentach regulujących funkcjonowanie całego organizmu. Nowych reguł jest dużo i trzeba mieć tego świadomość i chęci, aby się ich szybko nauczyć.
Jeśli do tego dochodzi umiejętność lub jej brak w podporządkowaniu się ustaleniom klubowym (od politycznych często samorządowcy się kategorycznie odcinają) czy oczekiwaniom wyborców ? robi się trudno a czasem wręcz dramatycznie niemożliwie by podejmowane decyzje, dla obserwatorów z boku mogły być zrozumiałe. O osobistych antypatiach i sympatiach nawet nie próbuję się wypowiadać ale one również powodują niemałe zamieszanie.
Czy o takie samorządy chodziło 30 lat temu ówczesnym reformatorom biorącym udział w I samorządowych wyborach w Polsce? Jakże często słyszę ?nigdy więcej? – gdy udaje mi się kogoś aktywnego w tamtym okresie skusić na jakieś ?wspominki?. Podkreślają wówczas, że nie o to przecież wtedy chodziło. Ale nie wszyscy chyba tak uważają. Bowiem z aktywnych w tamtym okresie jeszcze się do dziś kilku zachowało (kilku ? bo są to już chyba tylko sami panowie i ja ? ale zawsze raczej jako obserwatorka, która czasami zbaczała w bok angażując się w niektóre działania kampanijne z czego już chyba skutecznie się wyleczyłam).
Tak więc od lat obserwuję to, co się dzieje z naszym lokalnym samorządem. Widzę drastyczne zmiany na lepsze w otaczającej mnie, materialnej, rzeczywistości. Pewnie, że mogło być wszystkiego więcej, mogło być lepiej. Ale równie dobrze mogło też być znacznie gorzej. Niestety ? widzę też drastyczne zmiany w mentalności samych samorządowców. Ich wizje coraz dalej odbiegają od tego jaki samorząd chcieli widzieć reformatorzy sprzed lat trzydziestu.
Co widzę spoglądając 30 lat wstecz? Zacznę może od szkół i przedszkoli. Sam Wołomin miał w tamtym okresie tylko jedną nową szkołę z niewielką salą sportową ? mam tu na myśli ?piątkę? w sąsiedniej Kobyłce i Zielonce nie było wiele lepiej.
Kto dziś pamięta w jakich warunkach uczyły się dzieci w wołomińskiej ?czwórce? ?jedynce? czy ?dwójce?? Warto przypomnieć o ?rozgrzebanej? szkole w Duczkach, o drewnianym budynku szkoły w Zagościńcu czy dramatycznych warunkach nauki w Ossowie lub Majdanie, o przedszkolach nie wspomnę. Dziś obowiązkowe zajęcia szkolne kończące się około godziny 20.00 dla większości wydawać się mogą nie do pomyślenia. W zasadzie chyba wszystkie szkoły i przedszkola przeszły metamorfozę. Powstało wiele nowych, z których tylko wyjątki zostały bez własnej, profesjonalnej Sali sportowej.
Podobnie rzecz ma się z drogami. Centrum Wołomina charakteryzowało się kilkoma ulicami, na których królowały ?kocie łby? ? jazda po nich samochodem była makabryczna a wyobraźcie sobie matkę ciągnąca po takiej nawierzchni wózek z dwójką dzieci.
W tym, trudnym do wyobrażenia sobie przez młodsze pokolenie czasie marzeniem był wodociąg czy jakakolwiek kanalizacja a telefon był jedynie dla uprzywilejowanych.Samo ogrzewanie gazowe było nie lada luksusem zaś chętni zakładali społeczne komitety i samodzielnie borykali się nie tylko z dokumentacją ale również finansowaniem inwestycji z własnych, ciężko zarobionych pieniędzy.
Dziś te udogodnienia, uznawane jeszcze 30 lat temu za luksus, większości z nas dawane są na przysłowiowej tacy. Mamy więcej i wygodniej ale czy żyje nam się łatwiej?
Nasza materialna rzeczywistość bardzo się zmieniła przez te wszystkie lata, jest jednak coś co we mnie od lat powoduje bunt.
W tym roku przypada również 100 rocznica Bitwy Warszawskiej. O przygotowaniach do obchodów tej rocznicy mówiło się od wielu lat. Dziś wiemy, że będą one miały zupełnie inny charakter od założeń snutych przez kolejne kadencje. Koncepcje tworzone przez kilka kadencji zakładające budowę miejsc upamiętniających tą rocznicę funkcjonują zarówno w Wołominie jak i w Radzyminie. Do chwili obecnej żadnej z nich nie udało się zrealizować.
Rzecz ma się podobnie z drogą 634 biegnącą przez większość gmin powiatu wołomińskiego. Tu ilości stworzonych przez poszczególne kadencje koncepcji już nawet nikt nie próbuje się doliczyć.
W obu przypadkach jak jedni wymyślili, to następcy zmienili a kolejni zaczęli od początku i tak w kółko. I można by się było z tego pośmiać, gdyby takie działania nic nas nie kosztowały i gdyby kolejne ekipy samorządów w poszczególnych JST wyciągały z tych działań jakąś lekcję. Niestety ? niemal w każdej gminie znaleźć można przykłady wpisujące się w taki scenariusz. Nie wiem czy brakuje dyplomacji, umiejętności przyznania racji poprzednikom czy może może gospodarskiego sprytu?
Jednak co by to nie było, to może warto zacząć o tym rozmawiać o tym co zrobić, by szybciej iść do przodu?
Teresa Urbanowska