Aleksandra Nowakowska, mieszkanka Marek, bezpośrednia, barwna i ciepła kobieta, nauczyciel informatyki w stolicy, laureatka Plebiscytu Edukacyjnego.
Tomasz Sitek: Ma Pani oryginalny styl…
Aleksandra Nowakowska, mieszkanka Marek: Wielokrotnie słyszałam „Nie wyglądasz jak nauczyciel! Te tatuaże w widocznych miejscach, kolczyk w brwi, niebieskie włosy… tak nie wygląda nauczyciel!”. No cóż, zapewniam, że po zrobieniu kolejnego tatuażu moje dyplomy nie wyblakły. A wygląd pomaga mi w pracy w komunikacji z młodzieżą.
TS: Zawód nauczyciel to ciężki kawałek chleba…
AN: W mojej rodzinie to norma. Mama, tata, babcia, ciocia – wszyscy pracowali w oświacie. Wartości, które przekazała mi mama, to szczerość, szacunek do ucznia oraz wzajemne zaufanie. Oprócz tego nie wywyższam się i chyba umiem słuchać. Dużo dzieci przychodzi do mnie ze swoimi problemami. Wspólnie szukamy rozwiązania lub – jeżeli sama nie daję rady – pomocy szukamy u specjalistów. Dzieci mogą do mnie napisać o każdej porze przez komunikatory, portale społecznościowe, dzwonić. Nie boję się podawać prywatnego numeru telefonu. Uczniowie nigdy tego nie nadużyli. Nie mam problemu również z tym żeby usiąść z nimi na podłodze i porozmawiać, pożartować czy zagrać w jakąś grę…
TS: Od początku chciała być Pani nauczycielką?
AN: Szukałam czegoś innego. Po liceum ekonomicznym wybrałam studia informatyczne. Widziałam jak mama ciężko pracowała, czasami od świtu do nocy, żeby starczało nam do pierwszego… A mnie nowoczesne technologie pasjonowały. A mimo tego po studiach jak magnes przyciągnęła mnie szkoła. Pracowałam na stanowiskach administracyjnych. Szkołę znam od podszewki. Równolegle skończyłam studia na kierunku pedagogika opiekuńczo- -wychowawcza. 8 lat temu zaczęłam pracę jako nauczyciel informatyki. Pracuję w liceum na warszawskiej Białołęce.
TS: Jaki Pani zdaniem jest obecny system nauczania?
AN: Przestarzały i niedostosowany do dzisiejszych realiów. Uczniowie są przeładowani niepotrzebnymi informacjami. Nie mogą się skupić na ważnych i przydatnych treściach. Brakuje też specjalistów. Szczególnie w mojej dziedzinie (informatyka) to bolączka polskich szkół. Panuje przekonanie, że jeżeli informatyk pracuje jako nauczyciel, to albo jest słaby albo „w życiu mu nie wyszło”. Niestety, o zgrozo, spotykam się z potwierdzeniem tych słów. Przykład? Nauczyciel z uprawnieniami do pracy w liceum podejmuje się uczyć klasy rozszerzonej nie znając żadnego języka programowania. To porażka systemu i dramat ucznia, który chciał rozwijać swoje pasje.
TS: W Plebiscycie Edukacyjnym zajęła Pani pierwsze miejsce w kategorii „Nauczyciel szkoły ponadpodstawowej w Warszawie i medal „Nauczyciel na medal 2023”. Gratulujemy!
AN: To dla mnie duże wyróżnienie. Już raz byłam nominowana do tej nagrody przez uczniów klasy, której byłam wychowawcą. Wówczas zajęłam czwarte miejsce. Bardzo się cieszę z ostatniej wygranej, tym bardziej, że jestem nauczycielem nietuzinkowym, budzącym niejednokrotnie kontrowersje, na szczęście tylko wśród środowiska nauczycielskiego…
TS: Plany na przyszłość?
AN: Planuję odejść od tablicy w systemowej szkole… Minie wiele lat, zanim polskie szkoły zostaną dostosowane do dzisiejszych potrzeb i realiów. Zamierzam stworzyć w Markach miejsce – taką świetlicę dla dzieci i młodzieży, do którego młodzi ludzie będą chcieli a nie musieli przychodzić. Będzie to miejsce, gdzie każdy będzie zaopiekowany. Rozwiniemy zainteresowania młodych ludzi, m.in. informatyczne, a dzieci ze specjalnymi potrzebami lub trudnościami będą mogły przejść terapię. Będą też zajęcia for fun z elementami edukacyjnymi jak gry terenowe czy ubabrani (slajmy, gluty, żele, masy, ciasta… czyli to wszystko, po czym rodzice nie chcą sprzątać w domu). Chciałbym wystartować już od września 2024 r. Największym problemem jest miejsce. Może znajdzie się takie w Markach, które spełni wymogi i nie będzie kosztowało miliony monet?
TS: Dziękuję za rozmowę.
Wywiad pochodzi z najnowszego wydania biuletynu Marki.pl