Ernest Hemingway w powieści ?Komu bije dzwon? napisał: ?Śmierć każdego człowieka umniejsza mnie, albowiem jestem zespolony z ludzkością. Przeto nigdy nie pytaj, komu bije dzwon: bije on tobie?.
Od strasznego wieczoru 13 stycznia 2019 roku w sercach wielu ludzi bije dzwon na trwogę. Czują, rozpacz i niepokój. Stało się coś strasznego. A na pytanie: ? co będzie z Polską nie ma odpowiedzi.
Na oczach milionów ludzi jeden człowiek zadał śmierć drugiemu i chełpił się tym, biegając uradowany po scenie z narzędziem zbrodni w ręku. Czy tak musiało się stać? Nie musiało, ale stawało się coraz bardziej możliwe w narastającej i podsycanej przez rządzących atmosferze nienawiści do myślących inaczej, w szczególności do oponentów politycznych, do mniejszości i imigrantów.
Mam potrzebę wyrażenia solidarności ze społeczeństwem obywatelskim Gdańska. Zastanawiałam się długo jak to wyrazić. Przypomniało mi się zdarzenie sprzed wielu lat, które przeszło do historii, dzięki dwóm słowom ?Jestem Berlińczykiem?.
W 1961 roku na granicy między podzielonym na strefę wschodnią i zachodnią Berlinem, Sowieci postawili mur. Do uciekinierów z Berlina Wschodniego strzelano bez skrupułów. Wywołało to głęboki kryzys w stosunkach wschód ?zachód. W czerwcu 1963 roku do Berlina Zachodniego przybył z wizytą przywódca wolnego świata Prezydent Stanów Zjednoczonych – John Fitzgerald Kennedy. Wygłosił do Berlińczyków zgromadzonych licznie przed ratuszem dzielnicy Sh?neberg przemówienie, które zapamiętali na zawsze. By wyrazić solidarność z mieszkańcami Berlina Zachodniego powiedział: ?Wszyscy wolni ludzie, gdziekolwiek żyją są obywatelami Berlina, i tym samym ja, jako wolny człowiek z dumą mówię: ?Jestem Berlińczykiem?.
Dziś, w obliczu tragedii, jaka dotknęła społeczeństwo obywatelskie Gdańska, chcę powiedzieć: ?Jestem Gdańszczanką?. Mam świadomość, że nie jestem w swych odczuciach odosobniona. Tragiczna śmierć Prezydenta Gdańska Pawła Adamowicza była wstrząsem dla moich najbliższych, przyjaciół i znajomych.
Mam nadzieję, że ta śmierć nie będzie daremna. Wierzę w determinację społeczeństwa obywatelskiego Gdańska. Widok tłumów oddających ostatni hołd Prezydentowi musi napawać nadzieją. Nadzieję czerpię też ze wspaniałej historii Gdańska, miasta wolności i solidarności.
To w Gdańsku zaczęła się erozja systemu komunistycznego. I nie był to przypadek. To tu padły jedne z pierwszych strzałów drugiej wojny światowej. To tu zginęli w nierównej walce z najeźdźcą hitlerowskim żołnierze z Westerplatte i cywile broniący Poczty Gdańskiej. Oni nie kalkulowali, czy warto umierać za Gdańsk.
Po wojnie do zrujnowanego miasta przybyli ludzie z różnych stron Drugiej Rzeczpospolitej. Odbudowali zburzone miasto. Dzięki ich wysiłkowi Gdańsk stał się jeszcze piękniejszy niźli był przed wojną. Z racji tego, że Gdańsk był miastem portowym, komuna nie zdołała odciąć go od świata ?żelazną kurtyną?. Miasto było oknem na świat dla całej ówczesnej Polski. Przez kontakty z wolnym światem gdańszczanie zarazili się ?genem wolności?. Do Gdańska w pierwszej kolejności docierały opowieści o życiu w świecie demokracji liberalnej. Gen wolności Gdańszczan ujawnił się w pamiętnym Grudniu 70, kiedy to zwykli stoczniowcy odważyli się sprzeciwić opresyjnej, autorytarnej władzy. Ulice miasta spłynęły krwią. Ale Gdańszczanie nie dali się zastraszyć i nie zapomnieli. Gen wolności przetrwał. Z gdańskiego genu wolności zrodziła się Solidarność. Powstanie Solidarności stało się początkiem końca systemu komunistycznego i powojennego podziału Europy.
Gdańszczanki i Gdańszczanie tłumnie i godnością żegnający swego zamordowanego Prezydenta pokazali dobitnie, że nie są zastraszeni.
Tyle wielkich słów po śmierci jednego aferzysty. Po co?