Zwycięstwem 3:1 zakończył się kolejny mecz naszej drużyny na Dozbud Arenie. Bramki dla ząbkowskiej drużyny w rywalizacji z rezerwami drugoligowej Pogoni Siedlce strzelili kolejno Paweł Barzyc, Przemysław Bella oraz Cezary Nowińskia, a autorem honorowego trafienia dla drużyny gości był Sebastian Barej.
Sprzyjający refleksji i zadumie okres poprzedzający Święto Zmartwychwstania Pańskiego, oraz absolutnie niezapomniane emocje związane z ćwierćfinałowymi meczami Ligi Mistrzów z ich sensacyjnymi rozstrzygnięciami, niemal wymusiły na mnie głębsze zastanowienie nad kondycją i charakterem współczesnego sportu. Cokolwiek by o nim nie mówić, przestał być postrzegany tylko i wyłącznie jako czysto sportowa rywalizacja pomiędzy przeciwnikami. Sport jako taki, a piłka nożna w sposób szczególny stała się dla wielu ludzi źródłem przeżyć niemal pseudoreligijnych. Przeciętny kibic, świadomie, bądź nie przymyka oczy na jego przyziemne aspekty, z dość powszechnie występującymi zjawiskami dopingu, gigantycznych pieniędzy czy też korupcji, a pragnie dostrzegać w nim rzeczywistość transcendentną. Stadiony i kluby piłkarskie przeradzają się powoli w świątynie, gwiazdorzy stają się niemal świętymi, a zawodnicy kontuzjowani na boisku – męczennikami. W moim prywatnym archiwum przechowuję wycinek zawierający felieton Ryszarda Gromadzkiego opublikowany jakiś czas temu w ?Przewodniku Katolickim?, w którym autor próbował opisać to zjawisko. Możemy w nim przeczytać, choćby że: ??Stopniowe nabieranie cech religijnych przez futbol zbiegło się z odwracaniem się zachodnich społeczeństw od religii chrześcijańskiej. Kościoły na zachodzie Europy w większości przypadków są opustoszałe, a w tym samym czasie rozgrywki piłkarskie w Niemczech, Holandii czy Anglii cieszą się znakomitą frekwencją. Obserwując mecze piłkarskie i towarzyszącą im coraz bogatszą obrzędowość, trudno oprzeć się wrażeniu, że ta rozbudowana oprawa służy tworzeniu ekwiwalentnej religii.?
Nie do końca zgadzam się z prostym wytłumaczeniem, które przedstawił autor, ale samo zjawisko z pewnością warte jest przeanalizowania. Podobnie zresztą jak powolny, aczkolwiek stale postępujący proces zacierania się różnicy między sacrum i profanum. Sacrum w powszechnym odbiorze kojarzone jest niemal wyłącznie ze sferą religijną, czyli przestrzenią z natury swej wzniosłą, uduchowioną i świętą. Na drugim biegunie umieszczamy profanum, czyli wszystko to, co uznajemy za przyziemne, ludzkie i obejmujące swym zasięgiem codzienne wydarzenia z naszego życia. Rozwój cywilizacji sprawił, że współcześnie różnica między tymi pojęciami, poza oczywiście obszarem obrzędów stricte religijnych, staje się coraz mniej wyraźna. Jedni twierdzą, że to dobrze, bo dzięki temu niemal wszystko można podnieść do sfery sacrum, inni natomiast widzą w tym negatywny proces, podczas którego wszystko zostaje zagarnięte przez sferę świeckości, przez co giną wszelkie niezwykłości. I tu niespodzianka, bo nawiązując do wydarzeń ostatnich kilku dni jestem niemal pewien, że każdy kto miał okazję obserwować wtorkowe starcie Juventusu Turyn z Ajaxem Amsterdam oraz rozgrywany dzień później mecz Manchesteru City z londyńskim Tottenhamem, gdzieś w głębi nomen omen duszy czuł, że staje się właśnie naocznym świadkiem historii, a może nawet przychodziły mu do głowy myśli o wydarzeniach z pogranicza cudu.
Wracając do rzeczywistości chciałbym wszystkich nieco uspokoić, na stadionie w Ząbkach z całą pewnością nie mieliśmy do czynienia z jakąkolwiek boską interwencją. Mimo, że mecz rozgrywany był w Wielki Piątek, przy blasku jupiterów nie widać w nim było elementów magii. Ząbkovia niemal od pierwszego gwizdka sędziego miała przewagę, starała się narzucić rywalom swój sposób gry, ale bez większych efektów. Gra koncentrowała się w głównie w środkowej strefie boiska, z rzadka tylko przenosząc się pod którąkolwiek z bramek, najczęściej siedlecką, a Mateusz Matracki w tym okresie gry był niemal zupełnie bezrobotny. Niemal, bo tuż po zdobyciu przez naszą drużynę bramki, której autorem po podaniu Damiana Świerblewskiego był Paweł Barzyc, kapitan siedleckiej jedenastki Dominik Krupa zdecydował się na bardzo groźnie wyglądający rajd środkiem boiska, powstrzymany ostatecznie wspólnymi siłami przez naszego bramkarza i starającego się wszelkimi możliwymi sposobami blokować rozpędzonego rywala Dariusza Dadacza.
Po zmianie stron na boisku działo się nieco więcej, częściej też ząbkowscy zawodnicy dochodzili do sytuacji strzeleckich. Wynik na 2:0 dla naszej drużyny podwyższył zupełnie niepilnowany w polu bramkowym Przemysław Bella, który po dośrodkowaniu z rzutu rożnego Świerblewskiego pewnym strzałem głową z najbliższej odległości pokonał Józefa Burtę. Później bramkarza gości próbowali zaskoczyć jeszcze Świerblewski, Barzyc, Konrad Cichowski i Cezary Nowiński, ale aż do 74 minuty robili to nieskutecznie. Wówczas ostatni z wymienionych przejął bezpańską piłkę w środkowej strefie boiska, nie niepokojony specjalnie przez rywali przebiegł z nią kilkanaście metrów i huknął nie do obrony z dystansu. Trudno powiedzieć jaka odległość dzieliła go wtedy od siedleckiej bramki, ale sądzę, że zdecydowanie więcej niż 25 metrów. Wynik ustalił w ostatniej minucie podstawowego czasu gry Sebastian Barej, wykorzystując niezdecydowanie naszych obrońców, które miało miejsce po dośrodkowaniu z rzutu wolnego Mateusza Jarkowskiego. Piłka została zablokowana, ale żaden z naszych defensorów nie wyekspediował jej w pole i ostatecznie padła łupem pomocnika Pogoni, który płaskim strzałem pokonała Matrackiego.
Już w najbliższy weekend czeka nas wyjazdowa potyczka z Ożarowianką Ożarów Mazowiecki, która w tej serii spotkań przegrała na wyjeździe z Mławianką Mława 0:3. Ożarowianie po rewelacyjnym starcie sezonu ciągle utrzymują pozycję w górnej połowie tabeli, ale ich przewaga nad rywalami z każdą kolejką maleje. Dość powiedzieć, że w pięciu wiosennych spotkaniach zdołali wywalczyć zaledwie jeden punkt, bezbramkowo remisując na własnym boisku z Mazurem Gostynin. Za dwa tygodnie na Dozbud Arenie w Ząbkach rywalem naszej drużyny będzie jedenastka KS Łomianki. Patrząc na historię dotychczasowych spotkań tych drużyn, można powiedzieć jedno, emocji z pewnością nie zabraknie.
Krzysztof Krajewski