23 września 2012 roku w godzinach porannych, z łąki przed Muzeum Zofii i Wacława Nałkowskich zniknął czołg. Perfekcyjnie przeprowadzona akcja, mimo tego, że niedzielny poranek sprzyja bardziej lenistwu niż mozolnej pracy zaskoczyła mieszkańców, a zwłaszcza tych przywiązanych do tego elementu krajobrazu.
Celowo nie używam tu słowa pomnik, bo za takowy uważało go niewielu. Wielokrotnie przejeżdżając obok czołgu widziałem, jak co bardziej krewcy wołominiacy sprawdzali na nim swą tężyznę fizyczną, a wieża czołgu była najlepszym punktem widokowym w okolicy. Tak się składa, że byłem jednym z pierwszych, którym pomysł likwidacji tego elementu małej architektury się nie spodobał. Już pierwsze spotkanie w ?obronie?, zainicjowane na portalu społecznościowym, uświadomiło mi że jest takich więcej. Z każdym dniem poziom emocji rósł. Na sesji rady miejskiej, gdzie omawiany był problem, nikt z obrońców czołgu nie miał możliwości wypowiedzieć się w sprawie, mogliśmy za to wysłuchać monologu starosty Piotra Uścińskiego, który to przypominając okoliczności wzniesienia pomnika argumentował, że jego obecność jest niewskazana, a wręcz uwłacza pamięci polskich patriotów poległych z rąk sowietów. Argumenty mocne, poparte rzetelną wiedzą. Trudno z nimi dyskutować, a jednak… Prowadzący sesję próbował łagodzić stanowisko, Burmistrz w przerwie tłumaczył ?że może coś się da zrobić?, umawiał się na spotkania z przeciwnikami pomysłu, przekonywał że w zamian będzie piękny park. Dziś z perspektywy dwóch lat myślę, że decyzja zapadła nie w jego gabinecie i to długo przed sesją o której piszę. Moim zdaniem w całej tej sprawie najbardziej boli, że władza całkowicie straciła kontakt z rzeczywistością. Skala niezadowolenia świadczyła o tym, że nie takich inwestycji oczekują mieszkańcy. Nie takich zmian. Najśmieszniejsze, że dziś po dwóch latach, polityczną odpowiedzialność za decyzje o likwidacji czołgu poniesie nie główny inspirator zamieszania czyli Pan Starosta, a Burmistrz Madziar. To on jest kojarzony ze sprawą, choć za usługę ?wywozu? zapłaciło starostwo. Trzeba przyznać, że drogi obu panów od tego czasu znacznie się rozeszły. Pan Uściński bazując na żelaznym elektoracie PiS w ciągu krótkiego czasu z prowincjonalnego działacza przeistoczył się w rozpoznawalnego polityka, częstego gościa telewizji Trwam. Inicjatywa pt. ?Szkoła przyjazna rodzinie? i zmiana statutu szpitala nie poprawiła co prawda ani poziomu edukacji, ani jakości usług szpitalnych, ale przysporzyła Panu Staroście popularności. Inaczej, moim zdaniem, jest z Panem Burmistrzem Wołomina. Po zamieszaniu z czołgiem słupki popularności spadały, a problemy się nawarstwiały. Dziś kolejnym budzącym ogromne kontrowersje posunięciem jest RIPOK. Temat tak rozległy, że nadający się na oddzielny felieton. Może i w tym przypadku jest coś o czym nie wiemy. Może RIPOK ma przyjmować odpady z całego powiatu i decyzja o jego uruchomieniu zrodziła się w zupełnie innym gabinecie? Przypuszczam, bo w głowie mi się nie mieści, że burmistrz miasta z taką determinacją naraża się na gniew sporej przecież rzeszy mieszkańców. To takie polityczne samobójstwo. Jedno za to jest pewne. Pan Madziar jako pierwszy, demokratycznie wybrany burmistrz Wołomina otrzymał propozycję opuszczenia budynku przy ulicy Ogrodowej na taczce budowlanej. Nie pochwalam takich metod, ale rozumiem protestujących, bo sam doświadczyłem jaką złość powoduje uczucie utraty zaufania do zapewnień i obietnic. Jedni w albumie będą mieli zdjęcie czołgu u wrót Wołomina a drudzy wizualizację stoku narciarskiego na terenie wysypiska. Wielu za to uczucie niesmaku i poczucie krzywdy
P.S. Dobrze, że Pan Starosta nie postanowił zburzyć budynku starostwa który to w poprzedniej epoce był siedziba organów PZPR a dziś jest Jego miejscem pracy.
Dariusz Kalinowski