Dr hab. Ewa Marciniak, dyrektor Instytutu Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego:
– Myślę, że zdarzenie z Gdańska należy interpretować w kontekście silnej polaryzacji, z którą mamy do czynienia w Polsce. Ofiara nie była przypadkowa, na co przecież wskazał sam sprawca. Oczywiście nie był on wystarczająco poinformowany, żeby wiedzieć np., że jego ofiara nie startowała w wyborach samorządowych z list PO. Wystarczyła powierzchowna wiedza, żeby uruchomić mechanizm. Jakkolwiek będziemy się starać, nie uciekniemy tu od kontekstu polityki. Zresztą politycy wszystkich opcji łagodzą teraz swój język, nawołując do empatii i do wyciągnięcia wniosków. Co charakterystyczne, mało kto bije się dzisiaj we własne piersi, wskazując raczej tę drugą stronę jako odpowiedzialną.
– To apelowanie o empatię i rachunek sumienia, ale tylko do drugiej strony, ma de facto charakter wrogi. Jeśli za jakąś sytuację wini się wyłącznie drugą stronę, ta siłą rzeczy będzie za wszelką cenę bronić swojej pozycji i swoich racji, uciekając się często do identycznych metod. Tym samym konflikt będzie eskalował.
? Ogólne nastroje w społeczeństwie nie są wolne od wpływu języka debaty publicznej, bo on służy jako katalizator różnych zachowań. Z drugiej strony zrównoważony język polityki wcale nie gwarantuje ochrony przed negatywnymi zachowaniami. Badania pokazują, że tzw. mowa nienawiści – np. publiczne używanie szyderstw czy obraźliwych słów – sprzyja aktom przemocy. Trzeba jednak pamiętać, że język stanowi ich kontekst, ale nie bezpośrednią przyczynę, to trzeba rozróżnić.
? Przeciętny wyborca karmi się emocjami i tych emocji oczekuje. A to dlatego, że ogląd polityki poprzez emocje jest o wiele łatwiejszy niż odbieranie jej przez rozum. Ten drugi sposób uczestnictwa w polityce wymaga przecież wiedzy, rzeczowych argumentów czy chociażby poświęcenia czasu na doczytanie. Z kolei wytworzenie w sobie zachwytu, euforii, oburzenia czy wrogości nie wymaga żadnych dodatkowych nakładów.
? Większość polskich wyborców wiedzę o polityce czerpie z tabloidów. Tych, którzy dysponują podstawową wiedzą o społeczeństwie – np. orientują się, jaką funkcję ma Trybunał Konstytucyjny – jest ok. 30 proc. Przecież Stefan W., który zaatakował Pawła Adamowicza, także uważał, że wie dobrze, kogo atakuje i dlaczego.
? Debata publiczna w Polsce rządzi się logiką spektaklu ze wszystkimi tego konsekwencjami: mamy głównego bohatera, antybohatera, nagłe zwroty akcji, dobrych i złych. Przy czym określenia dobry i zły są definiowane przez pryzmat sympatii partyjnych. I to przyciąga – wystarczy popatrzeć na programy publicystyczne, które w większości są konstruowane tak, żeby zaproszeni goście byli w ostrym sporze. Czasami te spory są merytoryczne, ale przeważnie mają wywoływać u odbiorców emocje. Pod wpływem tych emocji odbiorca wybiera, za kim i, co istotniejsze, przeciw komu się opowiedzieć. Rzecz jasna, ten mechanizm odgrywa bardzo ważną rolę w polaryzacji poglądów. A spolaryzowanymi poglądami o wiele łatwiej sterować stronom sporu politycznego – im bardziej są ?wyraziste?, tym łatwiej się je etykietkuje i tym łatwiej ustawia wyborców przeciw komuś lub czemuś albo za kimś lub za czymś.
– Ale jest jeszcze coś – perswazja polityczna nie ma na celu wyłącznie nakłonienia wyborcy do opowiedzenia się za lub przeciw. Chodzi też o to, by go zmobilizować do pójścia na manifestację, wyrażenia poparcia, sprzeciwu itp. Taki nakręcony, rozemocjonowany wyborca jest w stałej gotowości do działania. A politycy w nim tę gotowość podtrzymują.
Żenada.
Nic o Kaczyńskim ani o Srebrnej. To może „redaktór: napisze chociaż o Ryszardzie Cyba.