Współczesny człowiek jest z natury religijny. I chociaż tego nie okazuje publicznie, odczuwa lęk przez Nieznanym. W mniejszym lub większym stopniu! Na nic się zdają ?twarde? wywody ateistów. Gdy zostajemy sami ze sobą nie jesteśmy już tak mocni, twardzi, pewni siebie. Rodzą się wątpliwości, obawy ale też i nadzieja, że może jest coś jeszcze czego nie poznaliśmy. Bo mówiąc wprost: perspektywa wieczności jest w naszej naturze czymś oczywistym, czymś co nadaje sens naszemu życiu. Czymś co sprawia, że chce nam się ciężko pracować, uczyć, zdobywać kolejne ?szczyty?. Nie powinniśmy się tych myśli wstydzić! Może głupiec tak, ale nie otwarty umysł.
Wydawać by się mogło, że nasze kościoły powinny być pełne ludzi mądrych. Niestety! Odpowiedzi szukałem w tekście Jarosława Makowskiego zamieszczonego w ostatnim numerze Newsweeka.
Nie ma prostej zależności między powszechną obecnością Kościoła w przestrzeni publicznej, jaką mamy w Polsce, a stopniem zaangażowania religijnego. Przeciwnie: im więcej religii w szkole, na akademiach, w szpitalach, komisariatach i rządzie, tym proces laicyzacji przyśpiesza. Biskupi kompletnie nie rozumieją, że wciskając religię siłą w przestrzeń publiczną, zamieniają ją w ideologię, którą Polacy odrzucają.
Co zostaje? Kulturowa forma religijności. To, z czym obecnie mamy do czynienia w Polsce, to katolicyzm kulturowy, oparty na płytkiej religijności związanej z potrzebą rytualizacji życia. Dlatego nie powinny nas dziwić tłumy Polek i Polaków, którzy nie przeżywają wiary głęboko albo w ogóle nie wierzą, ale idą z dziećmi w orszaku Trzech Króli.
Można więc powiedzieć tak: jesteśmy społeczeństwem religijnym, ale raczej niewierzącym. Religijność ocenia się przez trzy rzeczy: kult, organizację i rytuały. Kult się trzyma mocno, choć jego obiektem nie jest raczej Żyd z Nazaretu, Jezus Chrystus, ale ? szczególnie ostatnio ? naród. Organizacja też ma się dobrze ? kościelne instytucje, sieć parafii, to dobrze naoliwione maszyny. Sprawdzają się zwłaszcza przy wyborach. I rytuały: nie ma dziś w Polsce instytucji ? bo państwo w tej sprawie abdykowało ? która zaspokajałaby potrzebę rytuału. Świetnie zaś robi to Kościół.
Ale religijność to tylko jedna strona medalu. Ważniejsza jest wiara. Jeśli wierzysz w Boga Abrahama, Izaaka i Jakuba, to treść ewangelii jest twoim chlebem powszednim, a przykazanie ?kochaj bliźniego swego jak siebie samego? jest każdego dnia wcielane w życie. Jeśli katolik wierzy, to błogosławieństwo ?wszystko, co uczyniliście jednemu z najmniejszych, mnie uczyniliście? jest osią relacji między ludźmi. A więc życie, którego przejawem jest troska i współczucie wobec słabych, pokrzywdzonych i obcych, to jest właśnie autentyczne przeżywanie chrześcijańskiej wiary.
Tymczasem dla rodzimego katolika kulturowego tekst ewangelii jest doskonale obojętny, a wiara w żywego Boga, przynaglającego nas do miłosierdzia i czułości wobec bliźnich – biednych, uchodźców czy pokrzywdzonych – naiwnością. Jeszcze więc przez jakiś czas hierarchowie będą się pocieszać, że na tle krajów zachodnich nasza religijność kulturowa trzyma się dobrze. Szczególnie gdy da się ją wciąż publicznie tak mocno manifestować. Tyle tylko, że jest to pusta religijność, bo pozbawiona żywej wiary, która przecież jest wyznacznikiem życia duchowego człowieka.?