Wiem dobrze, że moje dochody nie pozwalają mi na życie ponad stan. Wystarczają na opłacanie rachunków, jedzenie, ubranie a tylko czasem na niewielkie fanaberie typu nowa książka, bilet do kina czy teatru. Na nic więcej. Mimo to jestem zadowolony. Przecież wielu ma gorzej! Ale czy to jest wystarczający powód do radości?
W latach 80. Polska należała do grona najbardziej egalitarnych krajów w Europie. Dziś znaleźliśmy się w grupie krajów o najbardziej widocznej nierówności społecznej! W tym momencie jesteśmy na poziomie Niemiec czy Wielkiej Brytanii. Co to oznacza?
Wystarczy spojrzeć na Wielką Brytanię, gdzie wzrost nierówności tworzy system, który zaczyna reprodukować nierówności z pokolenia na pokolenie. W Polsce jeszcze tego nie widać, bo jesteśmy dość świeżo po transformacji. System edukacji jest świetnym przykładem, jak to się może potoczyć. Większość osób chodzi do szkół publicznych, które są na dość niezłym poziomie. Trafiają potem na uniwersytety, za które nie muszą płacić i dostają porządne wykształcenie. Natomiast w Wielkiej Brytanii, żeby trafić do najlepszych uczelni, za które płaci się dużo pieniędzy, trzeba najpierw pójść do prywatnego liceum, np. Eton College, gdzie czesne wynosi ponad 40 tysięcy funtów rocznie. Przeciętna brytyjska rodzina ma do dyspozycji dochód w wysokości około 35 tysięcy funtów. Nawet gdyby oszczędziła cały swój roczny dochód, to nie byłaby w stanie posłać nawet jednego dziecka na rok do Eton. To powoduje, że brytyjskie elity są w znacznie większym stopniu tworzone przez stare elity. W Polsce widzimy już pierwsze jaskółki tego zjawiska. Ale ? jeśli jest grupa ludzi, których na edukację zwyczajnie nie stać, to całe społeczeństwo traci, ponieważ w efekcie mamy niewystarczający poziom kapitału ludzkiego w gospodarce! Inaczej mówiąc: nie uda się jednemu bogaczowi, aby wykształcił się za wszystkich. To jest pierwszy negatywny wymiar nierówności: zablokowanie dostępu do edukacji dla części społeczeństwa, przez co mamy mniej kapitału ludzkiego i w efekcie mniejszy wzrost gospodarczy powiększający nierówności.
To oddaje konflikt, który mamy w Polsce. Z jednej strony słyszymy, że transformacja to było zagrabienie dochodu przez elity. Z drugiej strony jesteśmy karmieni opowieścią o wielkim sukcesie, największym wzroście gospodarczym w Europie. W pewnym sensie obydwie strony sporu mają rację, bo pierwsza grupa to są osoby najbiedniejsze, a druga grupa to osoby z największymi dochodami. Tu pojawia się pytanie: czy uboższej połowie społeczeństwa opłaca się głosować na politykę, która będzie chciała wzrost jeszcze bardziej napompować, czy raczej na politykę, która będzie bardziej korzystna dla nich? Po roku 2005 widzimy, że wybory polityczne polaryzują się coraz mocniej. W polskim przypadku osoby uboższe w znacznie większym stopniu zaczynają głosować na PiS, a osoby bogatsze głosują na PO.
Czy ma to jednak sens? Czy 500+ zredukowało nierówności w Polsce? I tak, i nie. Z jednej strony, dzięki programowi 500+ faktycznie więcej dochodu trafia do najbiedniejszych. Dochody uboższej części społeczeństwa w pewnym stopniu się zwiększyły. Z drugiej zaś strony, nierówności w Polsce są kreowane głównie przez osoby najbogatsze. Po 2015 roku zanotowaliśmy dynamiczny wzrost gospodarczy. Jednak owoce wzrostu naszej gospodarki w większym stopniu trafiają do najbogatszych! To powoduje, że nierówności nam się summa summarum tak bardzo nie zmniejszyły. Niestety!