Przez długie lata Prawo i Sprawiedliwość wytykało PO i PSL rozrzutność i zachłanność w dysponowaniu publiczną kasą. Teraz, gdy samo jest u władzy, już tak na te sprawy nie patrzy. Ale czy to tak powinno być?
Zaczęło się od Jarosława Gowina, wicepremiera w rządzie PiS, który na antenie Radia ZET bez przyznał, że gdy był ministrem sprawiedliwości ?czasami nie starczało mi do pierwszego?. Jego słowa wprawiły w zdumienie tym bardziej, że we wspomnianym okresie zarabiał mniej więcej 17,5 tys. zł miesięcznie. Dla porównania ? średnia krajowa w tym samym czasie wynosiła 3,7 tys. zł. Naturalnie Pan wicepremier szybko się zreflektował i przeprosił ?miliony Polaków którym żyło się gorzej? za te słowa. Niemniej, te słowa dobrze oddają klimat jaki panuje wśród ludzi którzy dzisiaj nami rządzą.
Potwierdzają to dwa następne przykłady. Odwołana premier Beata Szydło w ostatnich dniach swego urzędowania sama sobie przyznała nagrodę w wysokości 65 tys. zł. Co więcej, wcale nie była najhojniej obdarowanym członkiem rządu, bo niektórzy ministrowie zainkasowali nawet po 80 tys. zł. Podobnie Antoni Macierewicz, który odszedł z MON 9 stycznia, zdążył jeszcze rozdać nagrody za 2018 swoim bliskim współpracownikom.
Poseł PO Krzysztof Brejza o nagrodach w MON: – Trzeba powiedzieć, że panowie mają rozrzut. Zwłaszcza rażą mnie nagrody dla gabinetu politycznego. To ludzie, którzy mają służyć, a nie wypatrywać okazji, żeby się załapać na większą kasę. Z drugiej strony czemu się dziwić – to standardy Antoniego Macierewicza i całego PiS. Im nie chodzi o Polskę. Są jak jedna wielka pijawka, która przyssała się do publicznych pieniędzy i ciągnie, ile może. W samym tylko 2017 roku szef MON Antoni Macierewicz na nagrody dla członków swojego gabinetu politycznego wydał 170 tys. zł.
Ale to nie koniec informacji z MON. Prawie 15 mln zł Ministerstwo wydało ze służbowych kart płatniczych i kredytowych od początku 2016 do połowy 2017 roku. To ponad siedmiokrotnie więcej niż pozostałe ministerstwa razem wzięte. Co prawda MON się tłumaczy, ale w te wyjaśnienia nikt rozsądny nie wierzy. Bo chociażby Ministerstwo Spraw Zagranicznych, które np. gości międzynarodowe delegacje, czy polityków wydało w tym okresie tylko 204 tys. złotych.
Trudno się więc dziwić, że wielu sympatyków PiS poczuło się oszukanych. Wyjaśnieniem tej reakcji niech będzie komentarz prasowy: – Sprawa jest banalnie prosta. Kiedy próbujesz być świętszy od papieża problem polega na tym, że każdy Twój grzech waży dziesięciokrotnie więcej, niż ważyłby w przypadku zwykłego śmiertelnika. Wyborcy PiS-u nie zwracali uwagi na rzeczy, które zwolenników opozycji rozpalały do czerwoności – sparaliżowanie Trybunału Konstytucyjnego, upolitycznienie sądów czy faktyczną anihilację polskiego wizerunku na arenie międzynarodowej. Wszystko można było im wytłumaczyć walką z elitami III RP i troską o tzw. zwykłych Polaków. Dziś pytanie brzmi: Czy elektorat PiS chce, żeby troszczył się o nich ktoś, kto nie potrafi przeżyć za 17,5 tys. zł miesięcznie, albo ktoś, kto sam sobie przyznaje 65 tys. zł premii, a może ktoś, kto daje zielone światło na sczyszczenie ze służbowych kart kredytowych 15 mln zł w półtora roku? Jeśli politycy PiS-u szybko (i co najważniejsze przekonująco) nie wytłumaczą się swoim wyborcom, te fakty mogą narobić im wielkich problemów w zdobyciu reelekcji, która do niedawna wydawała się oczywista.
Tak, to skandal, że najlepsza premier w historii, dostała tylko 65 tys. premi. Za pracę i walkę o Polskę i Polaków, powinna dostać dziesięć razy tyle.