Nie wiem jak Wy, drodzy Czytelnicy, ale ja na wybory się wybieram. Wybieram się, pomimo tego, że mam ogromny dylemat na kogo oddam swój głos. Nie mówię w tej chwili o wyborze opcji politycznej lecz o osobistej sympatii do wielu osób, które znam od lat jak również o nowych znajomych, w towarzystwie których również lubię przebywać. Znajome nazwiska widnieją na listach wyborczych do Parlamentu, różnych opcji politycznych.
I co mam zrobić w sytuacji, gdy chętnie dałabym szansę nie jednej, a kilku osobom? Bo znam, bo wiem, że potrafią, bo nie raz coś w życiu wspólnie robiliśmy a znana mi osoba figuruje na liście ugrupowania, które najmniej mi pasuje? Trzeba jednak będzie się na kogoś zdecydować, chociaż nie będzie to łatwa decyzja – grunt jednak, że mam w kim wybierać bez negatywnego nastawienia wyboru „mniejszego zła”.
Nad referendum jeszcze się nie zastanawiałam.
Jak myślicie, czy wyjątkowo długa, ponad pięcioletnia, kadencja samorządowa, wyjdzie nam wszystkim na dobre?
Decyzje, które podjęte zostały „na górze” zaskoczyły nie tylko mieszkańców ale również osoby piastujące w samorządach różne funkcje. Samorządy stanęły przed kilkoma poważnymi egzaminami: pandemia, wojna w Ukrainie, inflacja, drastyczne podwyżki usług społecznych, zmiany w podatkach a także w wielu uregulowaniach prawnych. Trzeba było stawić czoła wielu nowym wyzwaniom, na które nikt wcześniej się nie pisał w dodatku następującym po sobie w bardzo krótkich odstępach czasowych.
Sprawdzian z radzenia sobie w nieznanych dotąd sytuacjach kryzysowych każdy z nas musiał zaliczyć bez wcześniejszych prób. Trzeba znajdować wyjścia z sytuacji nieznanych, do których nie mieliśmy możliwości się przygotować. Nikt nie dostał gotowej recepty ani instrukcji obsługi.
Tak więc coraz szybciej musimy dokonywać różnych wyborów, bo tego wymagają od nas konkretne sytuacje. Jednak wyjątkowo trudno mają osoby stojące na czele szkół, przedszkoli, placówek zdrowia, nauczyciele, lekarze, ekspedientki w sklepie czy samorządowcy – wójtowie, burmistrzowie, od których ciągle wymagamy „bo mam prawo do…”.
Jakże często zapominamy, że są to tacy sami ludzie jak my. Mają rodziny, potrzebują odpoczynku, czasem też mają gorszy dzień, chorują.
Oni też mają takie samo „prawo do…” jak my. Czy nie warto czasem wyhamować i nieco mniej oczekiwać? Cieszyć się codziennością?