Ponoć kiedyś Indianie nie pozwalali się fotografować wierząc, że to zabierze im duszę, w jakiś sposób ich zuboży, podzieli. Zobaczenie swojego wiernego wizerunku na papierze było dla nich zapewne nie lada szokiem, przeżyciem wręcz traumatycznym. Do dziś są na świecie ludzie, którzy nie pozwalają zrobić sobie zdjęcia z podobnych, mistyczno-religijnych powodów. Dziwiło mnie to, śmieszyło nawet ? do czasu, kiedy sam nie przeżyłem podobnego szoku.
Dziś to żadna sensacja ? zdjęcie można zrobić telefonem komórkowym, wysłać w ciągu minuty na drugi koniec świata i za chwilę dostać odpowiedź. Kiedy byłem nastolatkiem o fotografii cyfrowej nikt chyba jeszcze nawet nie marzył, zaś analogową zajmowali się wyłącznie zawodowcy i nieliczni amatorzy-pasjonaci. Ekrany naszych komputerów wyświetlały obrazy w 256 kolorach a moce obliczeniowe tych maszynek były znacznie mniejsze od dzisiejszych smartfonów. Mniej więcej wtedy po raz pierwszy miałem do czynienia ze skanerem ? ? jeszcze nie takim przypominającym kserokopiarkę, ale raczej… golarkę do swetrów. Należało nim przeciągnąć po powierzchni kartki lub zdjęcia ? powoli, równomiernym ruchem? aby obraz pojawił się na monitorze. Jakość beznadziejna, tempo ślimacze ? ale jest! Po zabawie ze skanowaniem odręcznego pisma, okładki płyty czy artykułu z gazety przyszedł czas na zdjęcia. I wtedy właśnie przeszły mnie dreszcze ? pomiędzy widoczkami Wołomina (średnio pięknymi) i zdjęciami z koncertów na ekranie pojawiła się moja twarz! O mamo, jestem w komputerze!
Uczucie niezbyt przyjemne ? zwłaszcza, że gęba zdeformowana a kolory wyblakłe… To oczywiście chwila, impuls silny, ale krótkotrwały, kojarzący mi się tylko z wrażeniem po pierwszym w życiu założeniu słuchawek i odsłuchaniem dobrego nagrania stereo. Szybko przywykłem do widoku swojej twarzy na ekranie, ale zrozumiałem Indian…
Dziś sami, z własnej woli fotografujemy się ?z rąsi? w różnych sytuacjach i różnych, często niezbyt fotogenicznych miejscach. Upubliczniamy te zdjęcia nałogowo, masowo, bezkrytycznie, jak gdyby dopiero po udostepnieniu nasze przeżycia nabierały barw, jakby to w Sieci było prawdziwe życie. To nie fotografia ? to internet kradnie nasze dusze.
Łukasz Rygało