W krajach takich jak Szwajcaria lokalne referendum jest elementem demokracji bezpośredniej. W naszym kraju sięga się po nie rzadziej, by mieszkańcy mogli współdecydować o najważniejszych sprawach dla lokalnej społeczności. Ostatnio jednak takich referendów jest w Polsce coraz więcej, a większość z nich ma na celu odwołanie władz samorządowych.
Lokalne społeczności, zarówno w dużych aglomeracjach jak i mniejszych ośrodkach, coraz chętniej sięgają po referendum jako element nacisku na swoich przedstawicieli. Referenda w Warszawie, Elblągu, Piotrkowie Trybunalskim, Ornecie czy Gostyninie różnią się między sobą tylko liczbą mieszkańców uprawnionych do głosowania. Ich cel bowiem jest zwykle taki sam ? mieszkańcy chcą zmiany. Ze 133 lokalnych referendów, które odbyły się w Polsce aż 111 dotyczyło odwołania władz lokalnych.
To pokazuje, że coraz częściej chcemy brać ?sprawy w swoje ręce? i jesteśmy coraz bardziej świadomi przysługujących nam praw. Mieszkańcy wiedzą, że referendum jest formą demokracji bezpośredniej, które ma za zadanie rozstrzygnięcie ważnego problemu publicznego w drodze powszechnego głosowania. Inicjatorami referendum lokalnego na wszystkich szczeblach samorządowych mogą być albo odpowiednie organy stanowiące i kontrolne (rada gminy, rada powiatu, sejmik…), albo też sami mieszkańcy skupieni wokół partii politycznej bądź stowarzyszenia czy organizacji społecznej działającej na danym terenie.
Celem takiego głosowania najczęściej są kwestie opiniotwórcze – merytoryczne, dotyczące ważnych aspektów życia lokalnej społeczności (np. podatków, uciążliwych inwestycji), ale też odwołanie organu stanowiącego ? jednostki np. rady gminy lub wójta, burmistrza czy prezydenta. Co powoduje, że referendum lokalne stało się instrumentem demokracji, po który mieszkańcy sięgają coraz częściej? Przyczyny mogą być różne ? niekompetencja władzy, nadmierne zadłużanie gminy, ale też ? jak to było w pewnej maleńkiej gminie ? arogancja władzy i unikanie kontaktów z mieszkańcami. Wójta po prostu trudno było zastać w jego gabinecie!
Wygląda na to, że nasze społeczeństwo po przeszło 20 latach od pierwszych (prawie) wolnych wyborów w 1989 roku poczuło moc sprawczą wyborczej kartki wrzuconej do urny wyborczej. W czasie narastającego kryzysu, niekompetencji i niewydolności państwa, w społeczeństwie narasta bunt i brak zgody na rozpasanie politycznych elit zarówno na szczeblu centralnym, jak i lokalnym. Naszych przedstawicieli wymieniamy zwykle co 4-5 lat, ale możemy to zrobić także w trakcie trwania kadencji ? w wyjątkowych przypadkach ? istnieje taka możliwość. Daje ją właśnie lokalne referendum, które dla niejednego wójta czy burmistrza oznaczało bolesne rozliczenie z niespełnionych obietnic i deklaracji tak ochoczo składanych w kampaniach wyborczych. Wśród rządzących są bowiem prawdziwi gospodarze dbający o rozwój swoich małych ojczyzn, ale nie brakuje też i takich, którzy szybko otaczają się ?dworem?, obrastają w przywileje i apanaże, tracąc zdolność realnego widzenia świata i problemów związanych z codziennym życiem.
Co na to rządząca koalicja i pałac prezydencki? 26 września miało miejsce w Sejmie pierwsze czytanie prezydenckiego projektu ustawy o współdziałaniu w samorządzie terytorialnym na rzecz rozwoju lokalnego i regionalnego oraz o zmianie niektórych ustaw. Przewiduje on m.in. że referendum merytoryczne w istotnych sprawach lokalnych ma być ważne bez względu na liczbę osób w nim uczestniczących. Obecnie jest to 30 procent uprawnionych do głosowania. Natomiast w przypadku referendum odwołującego władze samorządowe zmieni się próg wyborczy. Konieczna będzie frekwencja nie mniejsza niż w trakcie powoływania organu ? aktualnie jest to 3/5 osób głosujących w wyborach. Brzmi to zawile, ale w praktyce oznacza, że jeśli w wyborach wójta gminy X w roku 2010 zagłosowało 5000 mieszkańców, to w referendum w sprawie jego odwołania musi głosować przynajmniej 3001 mieszkańców (z tego co najmniej 1501 za odwołaniem), by wynik referendum był wiążący.
Dlatego tak ważna jest determinacja głosujących. Ważne przy tym jest nie tylko to, czy odwołają złego gospodarza, ale także fakt, że uczestnicząc w referendum popierają sens istnienia tego instrumentu kontroli nad rządzącymi. W polskich realiach do urn wyborczych chodzi zazwyczaj 30-40 procent uprawnionych do głosowania, a w tym czasie galerie handlowe przeżywają oblężenie. Znak czasów ? w ten sposób bowiem coraz więcej Polaków spędza niedzielę. Warto pamiętać, że nasz los jest w naszych rękach. Bez determinacji nie można mówić o sukcesie, a gdy sami nie uczestniczymy w demokratycznym głosowaniu, pozbawiamy się nie tylko wpływu na otaczającą nas rzeczywistość, ale pozbawiamy się także moralnego prawa, by oceniać (nie naszych) rządzących. Może zatem nadszedł czas na większą determinacje?
Janusz Tomasz Czarnogórski
Radny Powiatowy PiS