O unihokeju w Czechach, godzeniu nauki z trenowaniem oraz drodze z Zielonki do Pragi, rozmawiamy z Bogną Zielenkiewicz. Zawodniczką klubu FbS Bohemians Praga.
– Jak znalazłaś się w Czechach?
– Od dawna grałam w Zielonce, później z powodów finansowych klubu wszystkie dziewczęta zmuszone były do przeniesienia się do Królewa, gdzie dwa razy udało nam się zdobyć mistrzostwo Polski, raz w kategorii juniorek młodszych, a w sezonie 2007/2008 w kategorii juniorek starszych. Kiedy dostałam się do kadry narodowej, na jednym z turniejów wypatrzyli mnie wysłannicy klubu Pragi i zaproponowali kontrakt.
– Jak wygląda teraz Twoje życie?
– W Czechach mieszkam i trenuję. Do Polski przyjeżdżam do domu, tutaj też się uczę. W tym roku zdaję maturę. Staram się być w domu raz na miesiąc.
– Jaki jest poziom ligi czeskiej? Wyższy od polskiej?
– Poziom jest dużo wyższy. Nieporównywalny. Unihokej ciszy się też dużo większą popularnością. Mecze Ekstraligi czeskiej można oglądać na żywo w telewizji. Zobaczyć na ulicy kogoś z kijem to nic wielkiego. W samej Pradze jest więcej klubów niż u nas w całej Polsce. W pierwszej lidze kobiet, w której występuję są cztery kluby ze stolicy Czech. Między innymi mój FbS Bohemians. Kluby są przede wszystkim wspierane przez sponsorów. Wiadomo, że dzisiaj to kluczowy element finansowania sportu.
– W dalszym ciągu grasz w kadrze Polski?
– Zgadza się. Zgrupowania odbywają się prawie co miesiąc, ale wiadomo, że na wszystkich nie mogę być. Lecz jeśli nie kolidują z meczami klubowymi i ze szkołą to chętnie wspomagam reprezentację.
– Łatwo przyszła Ci decyzja o wyjeździe?
– Od pewnego czasu wiedziałam, że chce wyjechać. Było to moje marzenie. Wiadomo jak jest w sporcie. Raz się ma formę, raz nie. Bardzo przeżyłam rozstanie z dziewczynami z byłego klubu. Rodzice także pomogli mi w podjęciu decyzji, doceniam ich zaangażowanie oraz wsparcie.
– Chcesz związać się z unihokejem zawodowo?
– Nie wiem czy jestem na takim poziomie, żeby grać zawodowo w Szwajcarii czy Szwecji, najlepszych ligach na świecie. Dla mnie na razie unihokej to przygoda życia. Nie jestem jeszcze zdecydowana na jaki kierunek studiów pójdę. Na pewno nie będzie to wychowanie fizyczne. Żeby być trenerem nie trzeba być po AWF-ie. W unihokeju chodzi o doświadczenie. Zastanawiam się czy pójść na studia w Czechach czy w Polsce. Język jest bardzo podobno, choć nieco śmieszny.
– Czy w klubie, w którym grasz występują jeszcze jacyś obcokrajowcy?
– Nie. Jestem pierwszym zawodnikiem spoza Czech w klubie. W lidze czeskiej jest jeszcze jedna Polka, która gra u naszych południowych sąsiadów już cztery lata. Bardzo cieszy mnie pobyt w Pradze. Nie mam z tego żadnych korzyści finansowych, ale zdobywam doświadczenie i to, czego tam się uczę jest bezcenne.
– Co jest takiego przyciągającego w unihokeju?
– W tym sporcie to nie predyspozycje fizyczne odgrywają najważniejszą rolę, jak w siatkówce czy koszykówce. Liczy się przede wszystkim spryt, szybkość czy technika. Są to jednak elementy, których można się wyuczyć ciężką pracą. Ja zaczynałam od najmłodszych lat, w klubie UKS Bankówka u pana Stasia Głowienki, który wychował w sumie kilkunastu reprezentantów Polski, a jak się robi coś od bardzo dawna, to później jest to naturalne.
Rozmawiał Adam Kudełka