22 grudnia oficjalnie zostało ogłoszone nazwisko nowego szkoleniowca Dolcanu Ząbki. Nowym trenerem został Radosław Mroczkowski – były asystent Leo Beenhakkera i trener młodzieżowych reprezentacji Polski.
– Jak Pan uważa, czy trenerem sukcesu może zostać tylko były dobry piłkarz ?
– Myślę, że nie. Jest wiele przykładów na to, że nie do końca jest to prawda. Nawet na najwyższym poziomie światowym czy europejskim są tacy trenerzy, którzy nie zrobili wielkiej kariery piłkarskiej, a są dobrymi i znanymi trenerami.
– Jako piłkarz reprezentował Pan barwy tylko Startu Łódź. Co stanęło na drodze rozwoju kariery w innych lepszych klubach ?
– Było troszkę takich nieprzyjemnych problemów związanych z dość wczesną kontuzją i to w tym czasie, kiedy można było jeszcze fajnie pograć w piłkę, aczkolwiek kontuzja skutecznie to uniemożliwiła. W wieku 25-26 lat miałem dosyć poważne problemy z pachwiną, która bardzo mi przeszkadzała w rozwoju kariery. Uraz odzywał się co jakiś czas i diagnoza była prosta.Trzeba było przez dwa lata zaprzestać mocniejszego wysiłku, a wtedy uraz miał się sam zaleczyć. Powiedzmy, że tak było, ale dwa lata w tym wieku to zdecydowanie za dużo, by móc myśleć o poważniejszej grze w piłkę. W wieku 18 lat kiedy wchodziłem do zespołu, a klub walczył o dosyć wysokie miejsce w II lidze, rokowałem na to, że mogę grać w piłkę lepiej, jednak kontuzja skutecznie przekreśliła te plany. Wtedy postanowiłem zająć się tym co tak naprawdę interesowało mnie od zawsze. Podjąłem decyzję, że zostanę trenerem piłkarskim, bo kontakt ze sportem to dla mnie drugie życie.
– Był Pan w sztabie szkoleniowym reprezentacji Polski, ale zwykły kibic wie o Panu raczej niewiele. Czy mógłby Pan przybliżyć nam wszystkim swoją drogę do Dolcanu ?krok po kroku?- jak mawiał Leo Beenhakker ?
– Na samym początku prowadziłem grupę rocznika 79-80′ wspomnianego już Startu Łódź. Z tej grupy najbardziej wybił się Michał Białek, który długo grał na poziomie pierwszej i drugiej ligi. Po przygodzie z tym klubem przez jakiś czas pracowałem w łódzkim Widzewie. Zajmowałem się głównie młodzieżą i grupami naborowymi. Pamiętam chłopców z rocznika 84′ , 90′ , 91′. Z pierwszą z tych grup pracowałem najdłużej, bo około pięciu lat. Miałem przyjemność zajmować się szkoleniem młodzieży w tym czasie, kiedy Widzew występował w Lidze Mistrzów i był na największym topie.
– Rozumiem, że to była dotychczasowa klubowa kariera trenerska. Jednak większość czasu spędził Pan na pracy selekcyjnej?
– Zdecydowanie. Po pracy w Widzewie rozpoczęła się moja przygoda ze Szkołą Mistrzostwa Sportowego w Łodzi. W tym samym czasie rozpocząłem pracę z reprezentacją wojewódzką Łodzi. Pierwszą drużyną, którą prowadziłem był rocznik 85′. Muszę przyznać, że bałem się tej pracy, bo to tak nagle wyskoczyło. Jednak podjąłem tą propozycję i spotkałem się z bardzo ciekawą grupą zawodników. Z grupy, którą prowadziłem na pewno dzisiaj znamy Marcina Kowalczyka (FK Dynamo Moskwa) – jest to zawodnik, który z mojej reprezentacyjnej drużyny zaszedł zdecydowanie najdalej. Poza tym Mariusz Solecki, który między innymi grał w Ząbkach i Andrzej Rybski (Lechia Gdańsk). Z tą drużyną właściwie z każdego finału przywoziliśmy jakiś medal. I to był taki fajny wykładnik pracy, ale już selekcyjnej. Potem prowadziłem rocznik ’89. Z tymi zawodnikami także zdobyłem mistrzostwo Polski. Bezpośrednio po tym turnieju, trener Dziekanowski powołał na sprawdzian do kadry bodajże 10-11 moich zawodników, co było dla mnie bardzo sympatycznym wykładnikiem tego, co robiłem w danym momencie.
– To była praca na szczeblu wojewódzkim, jednak w pewnym momencie trafił Pan pod skrzydła samego Andrzeja Zamilskiego, jak do tego doszło ?
– W momencie finałowych rozgrywek wojewódzkich rocznika 85′ kilku moich zawodników otrzymało powołania do młodzieżowej reprezentacji Polski prowadzonej przez Andrzeja Zamilskiego. A ja jako trener otrzymałem zaproszenie na konsultację sztabu szkoleniowego również od wspomnianego trenera. Byłem zaskoczony, ale i ogromnie wyróżniony. Mimo że miałem swoje plany urlopowe, natychmiast je przekreśliłem. Nie myślałem, że będzie to aż taka przygoda. Po prostu pojechałem, chciałem się czegoś nauczyć, zobaczyć jak wygląda praca na poziomie reprezentacji i tak praktycznie przez 10 lat współpracowałem z trenerem Zamilskim. Po wieloletniej współpracy trener Zamilski objął kadrę U-21 a mi powierzono reprezentację rocznika 1988, do którego prowadziliśmy selekcję razem z Andrzejem od U-15. Z tej grupy wyłoniła się cała plejada piłkarzy, którzy pomimo młodego wieku szturmem zdobyli boiska ekstraklasy, m.in. Kamil Grosicki, Patryk Małecki, Tomasz Lewandowski czy Kamil Glik. Pokazuje to, że selekcja, którą przeprowadziliśmy była dobra a wielu z tych zawodników już teraz coraz śmielej występuję w pierwszej reprezentacji. Byłem też jednym z asystentów Leo Beenhakkera i trenerem polskiej kadry B. Chciałbym podkreślić, że w swojej dotychczasowej karierze trenerskiej najwięcej zawdzięczam właśnie Andrzejowi Zamilskiemu, który podobnie jak trener Beenhakker, krok po kroku (pomimo tego, że jeszcze wtedy go nie znaliśmy), wprowadzał mnie metodycznie w najważniejsze zasady działania na tym najwyższym reprezentacyjnym szczeblu.
– Podanie o pracę w Dolcanie złożył Pan osobiście, czy też to dyrektor Jerzy Szczęsny od początku upatrzył sobie Pana jako właściwego kandydata na to stanowisko?
– No, na pewno coś w tym jest. Pan Jerzy Szczęsny, który współpracuje z reprezentacją, wcześniej ode mnie pracował z trenerem Zamilskim. Można powiedzieć, że przez wspólną pracę dla młodzieżowych reprezentacji Polski nasze drogi gdzieś tam się przecięły. Propozycją, którą otrzymałem od dyrektora Dolcanu, byłem bardzo zaskoczony. Akurat w tym momencie kończąc współpracę w PZPN szukałem pracy w klubie i te negocjacje dosyć mocno się zazębiały. Jednak po odejściu Marcina Sasala pojawiła się oferta pracy w Dolcanie, po przemyśleniu i konsultacji z rodziną zgodziłem się.
– Jest Pan młodym, ambitnym trenerem, więc rozumiem, że Dolcan jest tylko w pewnym stopniu przystankiem do zrealizowania dalszej trenerskiej kariery?
– Dolcan to klub, który daję szansę wielu zawodnikom, ale mam nadzieję, że również trenerom. W pewnym stopniu zaczęło się to potwierdzać w praktyce. Niech tak będzie, jednak chciałbym tutaj pewien etap pracy, dobrej pracy, wykonać. Boisko i życie wszystko zweryfikują.
– Kolejne trenerskie marzenie do zrealizowania to przejście do zespołu z ekstraklasy ?
– A może przejście nie będzie konieczne ? Kto wie ?
Rozmawiał Adam Gronau