Cztery złote medale na Paraolimpiadzie w Sydney w 2000 roku, brązowy medal w szpadzie na Zawodach Pucharu Świata w Paryżu w listopadzie tego roku – to tylko niektóre z licznych sukcesów Marty Makowskiej – znakomitej szpadzistki i florecistki. Dzięki brązowemu medalowi w paryskich zawodach, Marta Makowska może spokojnie myśleć o zbliżających się wielkimi krokami Igrzyskach Paraolimpijskich w Pekinie. O wygranych tej sportsmenki gazety pisały już wielokrotnie. Poznajmy jak pani Marta łączy życie zawodowe z prywatnym i jakie nowe cele sobie wyznaczyła.
– Czym dla Pani jest sport?
To oderwanie od codziennego życia. To jest moja wielka pasja. Cieszy mnie możliwość wyjazdów, poznawanie nowych ludzi.
– Jak zaczęła się Pani przygoda ze szpadą i floretem? I dlaczego akurat taką dyscyplinę sportu Pani wybrała?
– Zaczęłam trenować, gdy miałam 18 lat. Namówili mnie do tego rodzice. Mój tata uprawiał sport i chciał znaleźć coś dla mnie. Rodzice przeczytali w gazecie o treningach sportowych dla osób niepełnosprawnych. Zawieźli mnie na takie zajęcia i do gustu przypadła mi właśnie szermierka. Tak wszystko się zaczęło. Okazało się, że mam do tego predyspozycje. Liczy się tu bowiem szybkość, wytrzymałość psychiczna, zadziorność, odwaga. Nie można bać się walczyć. Oczywiście bardzo ważna jest też technika, ale ją da się wyćwiczyć.
– A dlaczego właśnie szpada i floret?
– Bo w szermierce dla osób niepełnosprawnych trzeba wybrać dwa typy broni. Obecnie lepiej czuję się jednak w roli szpadzistki.
– Co czuła Pani przywożąc 7 lat temu cztery złote medale z Paraolimpiady w Sydney?
– Byłam niesamowicie dumna. Nie spodziewałam się takiego sukcesu. Jechałam na olimpiadę z ogromną tremą. Nie nastawiałam się na wygraną. Byłam zszokowana i szczęśliwa, gdy praktycznie dzień po dniu zdobywałam złoty medal. Przygotowywałam się ciężko do tych zawodów przez cztery lata. Miałam startować już na Paraolimpiadzie w Atlancie, ale wtedy odbyłoby się to kosztem matury. Postanowiłam najpierw dostać się na studia, a dopiero potem poświęcić swój czas i energię na sport.
– Jak często Pani trenuje?
Gdy przygotowywałam się do olimpiady ćwiczyłam 3-4 razy w tygodniu. Teraz staram się trenować około 2 razy w tygodniu. W szermierce jest tak, że gdy sportowiec dojdzie do jakiegoś maksymalnego na swe możliwości poziomu, wtedy trzeba tylko podtrzymywać formę i zdobyte umiejętności.
– Komu zawdzięcza Pani sukces?
Po pierwsze rodzicom. To oni namówili mnie do tego i wozili na treningi. Oraz trenerom. Było ich przez te wszystkie lata kilku, ale każdy z nich przyczynił się do mojego sukcesu. Obecnie trenuje mnie Pani Dorota Malikowska.
– Niedawno wyszła Pani za mąż. Jak udaje się Pani łączyć życie zawodowe z prywatnym?
Tak, ślub brałam w zeszłym roku. Teraz coraz ciężej jest łączyć te dwie strony życia. Ale jakoś mi się to udaje. Pomaga mi mąż. Wspiera mnie, motywuje, pociesza jak coś się nie powiedzie.
– A jak wspomina Pani ślub?
– Był cudowny. Prezes Klubu Pan Tadeusz Nowicki przygotował dla nas wspaniałą niespodziankę. Gdy wychodziliśmy z kościoła, przywitała nas szlachta w strojach historycznych, która utworzyła dla nas szpaler z szabel i uczciła nasze święto głośną salwą. Byliśmy bardzo mile zaskoczeni.
– Jak wygląda Pani przeciętny dzień?
Do godziny 15 pracuję, a potem często mam zajęcia rehabilitacyjne, a następnie trening. Oprócz tego do załatwienia codzienne sprawy. W soboty, a czasem i w niedziele mam treningi, więc w weekendy nie mogę dobrze odpocząć.
– Porozmawiajmy o Pani ostatnim sukcesie, czyli brązowym medalu w szpadzie na zawodach Pucharu Świata w Paryżu. Jak Pani ocenia te zawody?
– To był ciężki i trudny Puchar Świata. Była naprawdę duża konkurencja. Były to przedostatnie zawody, gdzie zdobywało się punkty kwalifikujące na Igrzyska Olimpijskie. Dzięki zdobytemu medalowi uplasowałam się w rankingu szpadowym na pierwszym miejscu.
– Czy przygotowuje się już Pani do przyszłorocznych Igrzysk Paraolimpijskich w Pekinie?
– Jak na razie nastawiam się do nich psychicznie. Od nowego roku rusza program przygotowań. Trenerzy zwracają mi uwagę, abym dbała o siebie. Dwa lata temu dopadła mnie bowiem poważna kontuzja, przeszłam operację i przez pół roku musiałam wyłączyć się z życia codziennego i sportu.
– Czy ma Pani chwile zwątpienia i braku zapału do sportu?
– Nie. Teraz muszę walczyć z sobą, bo chciałabym trenować tak często, jak kiedyś. A z drugiej strony pomału myślę o zakończeniu kariery sportowej. Na pewno jednak nie zrezygnuję z szermierki zupełnie. Chcę utrzymać kontakt z tym sportem i środowiskiem.
– Czy mogłaby Pani dać jakieś rady dla osób, zarówno niepełnosprawnych, jak i pełnosprawnych, chcącym uprawiać sport?
– Sport dał mi bardzo dużo wiary w siebie. Wyznaczył mi cele w życiu. Dlatego zachęcam gorąco wszystkich, nie tylko niepełnosprawnych do poszukiwania dyscypliny sportu dla siebie.
– Jakie ma Pani plany na Święta Bożego Narodzenia i Sylwestra?
– Te święta spędzę z rodziną. Chcemy wybrać się na spacer po Starówce. A w Sylwestra idę z mężem i przyjaciółmi na bal.
Rozmawiała Sylwia Kowalska