W Herbaciarni przy ulicy Wileńskiej w Wołominie można oglądać
fotografie Anny Pogonowskiej.
Fotografie Anny Pogonowskiej pozwalają na chwilowe oderwanie się od szarej rzeczywistości. Uwiecznione na zdjęciach chwile, ludzie, miejsca to wspaniała podróż dookoła świata, w głąb ludzkich dusz, do wnętrz nas samych. Z artystką rozmawiam o sztuce fotografii, życiu widzianym przez obiektyw, ulubionych pracach…
– Pani zdjęcia to prawdziwe dzieła sztuki. Mają ?duszę?, zarażają pasją i życiem. Kiedy nauczyła się Pani fotografii?
– Fotografia to dziedzina sztuki, która pojawiła się w moim życiu dość niedawno, bo około trzy lata temu i wciąż się jej uczę.
– Zajmuje się Pani fotografią zawodowo, czy jest to pani hobby, a na co dzień trudni się Pani czymś innym?
– Na chwilę obecną zdjęcia to moje hobby, ale chciałabym móc za jakiś czas powiedzieć, że fotografia to mój zawód. Dążę do tego. Do tej pory moją pasją był tylko taniec, teraz nie umiem powiedzieć co bardziej kocham – taniec czy fotografię. Tańcem zajmuję się od 17 lat, najpierw jako tancerka, teraz jako choreograf i instruktor tańca nowoczesnego, czyli na co dzień uczę dzieci i młodzież jazzu i hip – hopa.
– Wiele Pani prac to fotografie z podróży. Czy podróżowanie to Pani druga pasja?
– Dużo podróżuję, ostatnie kilka lat spędziłam w różnych krajach Europy, mieszkałam w Niemczech, Szwajcarii, Austrii, Portugalii, stąd różnorodność miejsc i krajów na moich fotografiach.
– W jakim kraju najlepiej robiło się Pani zdjęcia?
– Nie mam jednego, ulubionego. Najwięcej czasu spędziłam w Niemczech i Portugalii. To ona stała się moim drugim domem, a ulubione Porto uwieczniłam na tysiącach zdjęć. Tym niemniej bardzo miło wspominam również krótki czas spędzony w Szwajcarii, skąd również przywiozłam niezliczoną ilość zdjęć.
– Czy uwiecznia Pani na zdjęcia także swoich bliskich i samą siebie?
– Samej siebie raczej nie, ale moich bliskich wciąż zamęczam aparatem (śmiech). Nawet nie chodzi o samo pozowanie, tylko o moją obecność na wszystkich świętach i uroczystościach z czymś dużym, czarnym w rękach. I zawsze to samo stwierdzenie – już wystarczy, już wystarczy. Ale rozumiem, że może to być męczące, dlatego staram się raczej nie wchodzić nikomu przed nos.
– Ma Pani swoje ulubione fotografie własnego autorstwa?
– Mam. Niektóre nie są poprawne technicznie, ale darzę je sentymentem. Przez moment, kiedy zostały uchwycone, przez ludzi którzy byli wokół albo przez miejsca, do których często wracam wspomnieniami. Dlatego robiąc wystawę, zawsze mam ogromny problem z doborem prac.
– Czy wyobraża sobie Pani swoje życie bez aparatu fotograficznego?
– Już nie. Zabieram go ze sobą zawsze i wszędzie, zarówno prywatnie jaki i służbowo. Każda chwila może być interesująca, może nieść ciekawy kadr, więc teraz prawie się z nim nie rozstaję.
Rozmawiała Sylwia Kowalska