Jak dla mnie to najbardziej zmarnowany pomysł w historii kinematografii. Koncept wyjściowy był świeży (choć wykorzystany w animacji ?Iniemamocni?) i błyskotliwy ? kpiny z wielkich superbohaterów, uczłowieczenie herosów i nadanie im mało wyrafinowanych cech.
Hancock lubi zajrzeć do kieliszka, wygląda jak menel na wiecznym rauszu, gdy już ratuje kogoś lub coś od wielkiego niebezpieczeństwa, robi to od niechcenia. Jego ponadnaturalne zdolności sprowadzają na niego lawinę problemów. Opinia publiczna nie aprobuje takiego superbohatera, marzy im się Superman w lśniącym, obcisłym ubranku i zawiniętym, czarnym loczkiem na czole, który z uśmiechem na twarzy będzie ratował ludzi przed niebezpieczeństwem, nie demolując przy tym miasta. Pierwsza część filmu pokazuje właśnie takiego Hancocka. Jest zabawnie, karykaturalnie, na pełnym luzie.
Oczywiście wiemy, że musi nadejść metamorfoza bohatera, w końcu w filmie hollywoodzkim to norma. Hancock wciska się w obcisły kostium, mówi ?proszę? i ?przepraszam?, ratuje świat rozważnie i subtelnie. Problem w tym, że właśnie mija 45 minuta filmu. Siedzę przed ekranem i zastanawiam się, czy to średni metraż, czy może zepsuł mi się zegarek. Właśnie w tym momencie film powinien się skończyć ? widzowie powinni wyjść z kina zadowoleni z obejrzenia zabawnej komedii z nieśmiałą nutką refleksji. Niestety pomysłu starczyło autorom filmu tylko do połowy, później zaczyna się zabawa w absurdy. Nie będę przytaczał w tym tekście fabuły, jaką rozwinęli scenarzyści, bo by i tak mi Państwo nie uwierzyli. Idiotyzm goni idiotyzm, schemat goni schemat. Zamiast tryskającej kpiną komedii mamy superprodukcję, gdzie efekty specjalne (mało zresztą efektowne) przysłaniają mielizny scenariusza. Takiego steku bzdur nie widziałem w kinie naprawdę dawno. Można obejrzeć, ale proszę wyłączyć film w połowie i zachować dobry humor. Inaczej grozi Państwu odmóżdżenie.
Cóż poza tym? Will Smith jest stworzony do tej roli, po raz kolejny udowadnia, że w rolach komediowych czuje się jak ryba w wodzie. Szkoda tylko, że ma nosa do zmarnowanych pomysłów. Niedawno pisałem o ?Jestem legendą?, który także zapowiadał się świetnie (choć tylko przez pierwsze 15 minut), a skończył się jak zwykle.
Marcin Pieńkowski