Małe dzieci uwielbiają niszczyć, burzyć, gwałtownie zmieniać świat wokół siebie. Oczywiście nie zdają sobie sprawy ze swoich destrukcyjnych działań ? wystarczy prosty ruch rączką i wieża z klocków rozsypuje się malowniczo i z hałasem, a wszyscy dookoła gwałtownie reagują: radosnym ?baaach!? (mama) i żałosnym ?ale maaaaamo!? (rok czy dwa starszy brat). Nieważne ? coś się dzieje! Sprawa jest zrozumiała ? berbeć ledwo chodzący na własnych nogach niczego jeszcze nie zbuduje, ale do demolki już się nadaje. Przy okazji może jakiś spadający klocek łupnie go w duży palec u nogi i to nauczy go doświadczalnie, że trzeba ponosić konsekwencje swoich czynów. Podejrzewam, że jednak nie wszyscy ponieśli w dzieciństwie bolesne kary za takie wybryki, bo łatwo zaobserwować skłonność do takiego właśnie zaznaczania swojej obecności w świecie u osób dorosłych. Czasem nawet bardzo dorosłych…
Wydaje się, że jedynym motorem ich działań jest destrukcja sama w sobie i wzbudzenie medialnego szumu. Stają potem na dymiących zgliszczach i cytują imć Zagłobę: ?Jam to, nie chwaląc się, uczynił!?. Oczekują braw, pochwał, podziwu dla ich niszczycielskiej mocy ? zupełnie jak wtedy, gdy biegali jeszcze z pieluchą w rajstopach i zbierali oklaski od rozszczebiotanych cioć. Szkoda, że często te brawa otrzymują ? frustratów przecież dziś nie brakuje, a i wytłumaczenie zawsze się jakieś znajdzie. Przypominam sobie, że jacyś chuligani przyłapani kilkadziesiąt lat temu na demolowaniu wagonów kolejowych tłumaczyli się, że niszcząc państwowe mienie osłabiają system komunistyczny. Troszkę to przypomina ostatnie podrygi schodzących z medialnej sceny celebrytów, którzy ostatkiem sił porywają się na szokujący romans, kosztowny samochód albo szokujący tatuaż, żeby tylko wrócić na okładki tabloidów, żeby znów stanąć w świetle jupiterów. Choćby tylko na chwilkę. Nieważne, że się śmieją, że kręcą z niesmakiem głowami ? znów mają swoje pięć minut, znów czują adrenalinę. Pomijam tu wielką politykę ? wiadomo, jaka zasada jest tam najważniejsza: nieważne, czy mówią o tobie źle czy dobrze. Najważniejsze, żeby nazwiska nie przekręcili. Myślę raczej o sprawach lokalnych, o dzielnych tropicielach wyimaginowanych afer, o stawianiu spraw na ostrzu noża: ?kto nie jest z nami, ten jest przeciw nam!?
W każdym z nas ponoć drzemie dziecko… Może jednak lepiej go nie budzić?
Łukasz Rygało