Luiza Złotkowska w rozmowie z Rafałem Skoniecznym opowiada o początkach swojej kariery i emocjach związanych z igrzyskami. Wyjaśnia również dlaczego trudno jest trenować łyżwiarstwo szybkie w naszym kraju.
– Ostatnio często bywasz w Zielonce. Czy jest to podziękowanie za ich „ciepły klimat” przed i po igrzyskach?
– Z chęcią przyjeżdżam do tego miasta. Miasto Zielonka było jedyną instytucją, która zgotowała mi takie pożegnanie przed igrzyskami. Jako jedni z niewielu wierzyli w mój sukces na igrzyskach. Teraz, jak się okazuje, jest wielu ojców tego sukcesu. Jeśli chodzi o przywitanie, to było coś niesamowitego. Na sali było ponad 800 osób, zgotowali mi naprawdę ciepłe powitanie. Przygotowali dla mnie nawet tron. Czego chcieć więcej?
– Od czego zaczęła się twoja przygoda z łyżwami? Kiedy stwierdziłaś, że łyżwiarstwo szybkie jest to to, co chcesz robić?
– Miałam 10 lat gdy zaczęłam jeździć na panczenach. Początkowo traktowałam to bardziej rekreacyjnie. Jeździli moi rówieśnicy, koleżanki ze szkoły. Traktowałam to jako świetną zabawę. W wieku 14 lat poszłam do szkoły Mistrzostwa Sportowego w Zakopanem i tam dopiero stwierdziłam, że łyżwiarstwo szybkie to jest to co chcę robić. W między czasie wielokrotnie miałam ochotę skończyć moją karierę. Jak to w życiu bywa są wzloty i upadki, a kiedy człowiekowi nie idzie, wtedy przychodzą mu do głowy pomysły, aby rzucić to wszystko. Coś jednak zawsze pchało mnie w stronę łyżwiarstwa i jak widać bardzo dobrze, że tego nie zignorowałam.
– Treningi, zawody i do tego wszystkiego to zamieszanie po igrzyskach. Znajdujesz czas na życie prywatne w tym wszystkim?
– Na wyjazdach sportowych jestem około 270 dni w roku. Studiuję również w Krakowie więc to kolejne 3 miesiące. Tego czasu dla rodziny i przyjaciół mam bardzo niewiele. W domu bywam raczej gościem. Teraz dochodzi do tego wszystkiego to całe zamieszanie, co sprawia, że czasu dla bliskich mam jeszcze mniej. Myślę jednak, że moi bliscy byli ze mną przez 23 lata mojego życia i w momencie kiedy to się wszystko skończy będą nadal. Wtedy im tą nieobecność jakoś wynagrodzę.
– Po powrocie do kraju zrobiło się wokół Was spore zamieszanie. Jak się odnajdujesz w sytuacji, gdy jesteś w centrum uwagi?
– Myślę, że każdy by się jakoś z tym pogodził, bo nie jest to nic przykrego, a wręcz przeciwnie. Niezwykle miło jest kiedy ludzie Ci gratulują, chcą zrobić z Tobą zdjęcia czy uścisnąć dłoń. Jednak ten ?szał? trwa już dwa tygodnie i zaczyna być trochę męczący. Nie ukrywam, że ta popularność jest kosztem czegoś innego. Wiadomo, że to znaczy mniej czasu dla rodziny, na studia czy treningi. Taki stan nie jednak trwał wiecznie.
– W Polsce nie ma zbyt wiele obiektów sportowych, na których mogłabyś trenować. Ciężko jest być łyżwiarką szybką w naszym kraju?
– Jest bardzo ciężko. W Polsce nie ma ani jednego krytego obiektu. Z tych 270 dni, które spędzamy na wyjazdach sportowych, 200 spędzamy za granicą. Czasem trenujemy w Zakopanem, jednak kiedy przychodzi halny wtedy nie ma mowy o przeprowadzeniu treningu. Wolimy więc pojechać do Berlina gdzie nasze treningi nie są uzależnione od pogody.
– Kiedy uwierzyłaś, że medal jest w waszym zasięgu?
– Dwa dni po wszystkim. Dla mnie moment zdobycia tego medalu i dwa kolejne dni zlały się w jedną chwilę szczęścia, łez i radości. Tak naprawdę dopiero teraz dochodzi do mnie to, że wywalczyłam ten medal. Ciężko jest z dnia na dzień przyzwyczaić się do myśli, że jest się posiadaczem medalu olimpijskiego.
– Po Waszych startach indywidualnych wiele osób stwierdziło, że Wasz udział w igrzyskach to jakaś pomyłka. Jak się wtedy czułaś?
– Przede wszystkim nasz trener, pani Ewa Białkowska, zabroniła nam czytać jakiekolwiek komentarze pojawiające się w Internecie. Moi bliscy, z którymi utrzymywałam kontakt, starali się nie przekazywać tych złych informacji dotyczących tej sytuacji. To było bardzo pomocne. Jak widać sport jest tak przewrotny, że nie należy na kimś stawiać krzyżyka przed końcem zawodów. To było bardzo niemiłe i niestety typowe dla Polski. W momencie, kiedy ktoś jest na szczycie, Polacy cieszą się sukcesem, ale w momencie kiedy mu się noga powinie jest mieszany z błotem. Mam nadzieje, że dzięki temu medalowi parę osób zrozumiało, że nienależy zbyt pochopnie wypowiadać takich słów.
– Czego Ci życzyć na przyszłość?
– Udanego przyszłego sezonu. Jeśli chodzi o plany długo terminowe, to powtórki na kolejnych igrzyskach.
– Powtórka ma być dosłowna, czy może są aspiracje na wyższe miejsce?
– Wiadomo, apetyt rośnie w miarę jedzenia (śmiech). Planowałyśmy z dziewczynami medal, ale plany obejmowały igrzyska w Soczi. Jesteśmy 4 lata do przodu, więc kto wie.