Prywatna Szkoła Muzyczna I i II stopnia im. Witolda Lutosławskiego w Wołominie zatrudnia prawdziwą gwiazdę muzyki klasycznej – Elwirę Przybyłowską.
– Gra Pani na II skrzypcach w kwartecie smyczkowym Royal String Quartet. Dziś mija dziesiąty rok jego działalności. Czym jest dla Pani praca w tak prężnie działającym zespole?
– Wszystkim. Ten kwartet to absolutne spełnienie moich zawodowych marzeń. Proces uczenia się trwa dla muzyka bardzo długo. Ale przychodzi taki moment, gdy trzeba sobie starać się uzmysłowić, co chce się robić i mieć przy tym świadomość, że z czegoś trzeba się utrzymać. Istnieje wiele orkiestr, ale ciężko się do nich dostać. Dodatkowo różnie jest z ich poziomem, niekoniecznie dają możliwość rozwoju…
Dlatego nasz zespół jest wszystkim tym, o czym marzyłam. Nie jest się anonimowym. Ma się wpływ na repertuar. Praca w kwartecie jest bardzo rozwojowa. Do tego przebywam z ludźmi, których lubię i szanuję. Poznaliśmy się wszyscy czworo jeszcze kilka lat przed założeniem grupy. To ważne, by z osobami, z którymi się przebywa dłużej niż z rodziną, żyć w przyjaźni i zgodzie. A pracujemy z sobą 6 dni w tygodniu. Dodatkowo wyjeżdżamy w trasy. Dla całego kwartetu muzyka jest bardzo ważną częścią życia, źródłem wielu wzruszeń i przemyśleń. To też nas łączy.
– Wasz kwartet zdobył mnóstwo prestiżowych nagród, m.in. Grand Prix w Casale Monferrato w 2000 r., Nagrodę Specjalną Jury w Kuhmo w Finlandii w 2004 r., Nagrodę Specjalną Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego w 2007 r. Które z otrzymanych wyróżnień jest dla Pani najważniejsze?
– Wymienię tu III nagrodę w kanadyjskim Banff w 2004 roku. To konkurs przeznaczony tylko dla kwartetów. Odbywa się raz na trzy lata. Jest bardzo prestiżowy. Prowadzi do niego surowa selekcja. Na mniej więcej 80 zgłoszeń zakwalifikowało się 10. Gra się 5 dni pod rząd, w tym jeden utwór stworzony specjalnie na konkurs. Do finału przechodzą cztery zespoły. Wówczas byliśmy w wybranej czwórce jedynym europejskim kwartetem. Reszta była ze Stanów Zjednoczonych. Naprawdę był to dla nas wielki sukces. Natomiast jeszcze przed konkursem spotkało nas coś, co otworzyło nam drogę do kariery. Otóż zaproszono nas do BBC New Generation Artists. To program promujący najbardziej utalentowanych artystów z całego świata. Uczestniczy się w nim przez 2 lata. Dzięki temu mieliśmy kilka nagrań dla BBC. A należy nadmienić, że słuchalność radia w Anglii jest bardzo duża. Braliśmy udział w wielu prestiżowych festiwalach i wspólnych występach z innymi artystami programu. We wrześniu 2006 płyta z nagraniem Oktetu Feliksa Mendelssohna, dokonanym wspólnie z kwartetem Psophos, dołączona była do magazynu ?BBC Music”. Ta promocja stworzyła nas na rynku brytyjskim. Często jeździmy po Anglii z koncertami. Obecnie jesteśmy bardziej znani tam niż w Polsce.
– Porozmawiajmy o ?Fryderykach”. Wielokrotnie otrzymaliście nominacje w kategoriach ?muzyka kameralna” oraz ?najwybitniejsze nagranie muzyki polskiej” w 2002 i 2006 roku. W 2003 roku zdobyliście statuetkę. Proszę powiedzieć, jakie emocje towarzyszą w czasie uroczystego wręczania ?Fryderyków”?
– Rzeczywiście nominacji było sporo. Nagrodę zdobyliśmy za płytę ?Astor Piazzolla – Tango”, wydaną przez Sony Classical. A z ?Fryderykiem” jest w naszym środowisku tak, że wszyscy próbują go zlekceważyć, ale każdy tak naprawdę chce statuetkę zdobyć. Na pewno jest to impreza bardzo medialna. Z całą pewnością bardzo przyjemnie było odbierać nagrodę na scenie w blasku fleszów. Jednak to nic nie zmieniło w naszym życiu. Dlatego dla nas inne wyróżnienia są ważniejsze. Ale oczywiście każda wygrana stymuluje do dalszej pracy i jest sprawą niezmiernie sympatyczną.
– Odnosicie tak wiele sukcesów w Polsce i za granicą, iż nie sposób wszystkich wymienić. Jednak trzeba zwrócić uwagę na niezwykłe wydarzenie w waszej karierze – udział w specjalnym koncercie dla Królowej Brytyjskiej Elżbiety II w Londynie w maju 2004 roku. Jak przyjęła was Królowa?
– Koncert miał postać prezentu dla królowej, w czasie oficjalnej wizyty ówczesnego prezydenta Polski Aleksandra Kwaśniewskiego u Królowej Brytyjskiej. Graliśmy około pół godziny, a emocji było multum. Przed nami 250 osób, same wysoko postawione osobistości. W pierwszym rzędzie Elżbieta II z mężem, księciem Karolem . Jednak przyjęli nas bardzo miło. Mieliśmy zaszczyt porozmawiać z Królową po koncercie. Okazało się, ze jest miłośniczką muzyki klasycznej, a książę Karol grał niegdyś na wiolonczeli. To było unikatowe wydarzenie w naszym życiu i z całą pewnością na zawsze zapadnie w pamięci.
– Uczy Pani w Szkole Muzycznej w Wołominie. Dlaczego tak zajęta osoba zdecydowała się na pracę z dziećmi?
– Moja decyzja ma między innymi związek z dość prozaicznego powodu, a mianowicie z możliwością stałego zatrudnienia. Zresztą zawsze ciągnęło mnie do nauczania. Lubię pracę z dziećmi. Fajnie obserwować jak maluchy, które przychodzą nie znając nut, z miesiąca na miesiąc radzą sobie coraz lepiej. Uważam, że ta szkoła to świetna sprawa w rozwoju każdego dziecka. Rozwija intelektualnie, manualnie. Uczy jak organizować sobie czas. Muzyka sama w sobie jest piękna i uszlachetnia. Dlatego polecałabym taki kontakt z muzyką każdemu dziecku.
– A jak zachęciłaby Pani młodych ludzi do słuchania muzyki klasycznej, która jest nieco spychana na margines przez hip hop, czy r’n’b?
– Właśnie z takiego powodu stworzyliśmy Festiwal Kwartesencja w Fabryce Trzciny. Nie mogliśmy pogodzić się, że nie istniejemy na rynku polskim. Nie było zapotrzebowania na naszą muzykę. Dlatego stwierdziliśmy, że należy stworzyć modę na muzykę kameralną. Zależało nam, by przyciągnąć jak najszerszą i najbardziej różnorodną publiczność, a zwłaszcza ludzi młodych. Dlatego całe szczęście, że trafiliśmy na Fabrykę Trzciny – miejsce młodzieżowe, pełne smaku i odpowiedniego, artystycznego nastroju. Najbliższe koncerty odbędą się od 5 do 9 listopada. A specjalną atrakcją ostatniego dnia Kwartesencji będzie muzykowanie z Kayah, która przyjęła nasze zaproszenie.
Rozmawiała Sylwia Kowalska