Jesień dla Mareckiego Ośrodka Kultury rozpoczęła się jubileuszową wystawą znakomitego artysty ? Mariana Adamczyka.
– 21 października w Mareckim Ośrodku Kultury odbył się finisaż Pana II Jubileuszowej Wystawy Malarstwa i Rysunku – 50 lat pracy twórczej, 70-lecie urodzin. Jak wspomina Pan całą, trwającą od września, wystawę w Markach?
– Mojej wystawy w MOK-u nie mogę źle wspominać. Miałem szczęście gościć ze swoimi pracami w nowo odrestaurowanych wnętrzach, co dodało splendoru prezentacji jubileuszowej. Niejeden raz uczestniczyłem w imprezach w słynnej mareckiej placówce kierowanej przez dwie siostry pasjonatki, panie Krystynę i Hannę Klimeckie. Grupa artystów malarzy ?Rosomak?, którą zainicjowałem w 1988 roku, trzykrotnie gościła tu ze swoimi obrazami. Niejednokrotnie bywałem też na wernisażach innych artystów. Warto podkreślić spontaniczne i szczere zainteresowanie mareckiej (i nie tylko) społeczności bardzo interesującymi i wielokierunkowymi działaniami inicjowanymi przez MOK. Otwarciu imprez takich jak wystawy, koncerty, towarzyszy zawsze nie tylko elegancka i starannie przygotowana oprawa, ale również rodzinna i ciepła atmosfera, jaką potrafią stworzyć kierujące MOK-iem panie Krystyna i Hanna Klimeckie.
– Jak sprawdził się pomysł ?portretów na żywo??
– Lubię na spotkaniach z sympatykami malarstwa i rysunku wykonywać szybkie ołówkowe portrety gości chcących mieć taki souvenir. Jest to dla mnie dodatkowo szansa na bezpośredni kontakt z odbiorcami mojego malarstwa, na wymianę poglądów na temat sztuki; ludzie chętnie dzielą się z artystą swoimi przemyśleniami na ten temat. Zdarzało mi się nieraz poznawać przy tym ciekawych ludzi, często starszych, o bogatym życiorysie i ogromnej kulturze. Dla młodzieży jest to czasem pierwszy kontakt z artystą ?na żywo?, co czasem sprawia, że młodzi ludzie zaczynają interesować się sztuką i szukają kontaktu z nią w muzeach i na wystawach.
– Skąd u Pana upodobanie do malowania koni, portretów, aktów?
– Upodobanie do malowania koni, portretów i aktów wiąże się z tym, że pasjonują mnie te właśnie cudowne, harmonijne dzieła natury: człowiek – szczególnie kobieta i dziecko, oraz koń. Trzeba przyznać, że te właśnie tematy są najtrudniejszymi tematami w malarstwie i rysunku. To sprawia, że niewielu malarzy ośmieliłoby się, na przykład, wykonać konterfekt osiemdziesięcioletniej Hanki Bielickiej tak, by słynna aktorka po obejrzeniu gotowego portretu tańczyła wokół sztalugi śpiewając arie operetkowe. Mnie się to przydarzyło, ale muszę przyznać, że pracowałem i doskonaliłem swój warsztat przez długie lata. To ? obok talentu – pozwala mi mieć odwagę przy podejmowaniu tak trudnych tematów malarskich jak na przykład portret czy kobiecy akt .
– Uważa Pan, że fundamentem własnej twórczości jest wiedza i znajomość słynnych artystów. Czy Pan czerpie artystyczne natchnienie od konkretnego malarza, bądź malarzy?
– Kiedyś artyści malarze byli jednymi z najbardziej wykształconych ludzi. Pomijam tu samo rzetelne zawodowe przygotowanie. Dziś artysta nie musi nic umieć, by przez swoje bulwersujące prezentacje zdobyć sławę i pieniądze. Pewien człowiek w Polsce został z dnia na dzień artystą malarzem, bo tak sobie postanowił, będąc wcześniej architektem i następnie fotografikiem. Na swoim ? nie opartym na wykształceniu zawodowym ? malarstwie dorobił się fortuny, która go zgubiła. Zyskał uznanie ?fachowców? ? teoretyków. Wyobraźmy sobie, że ktoś nie znający zupełnie anatomii człowieka zostaje z dnia na dzień chirurgiem, który ma operować na przykład nasze serce! A przecież malarstwo także opiera się na wielu równie ?podstawowych?, jak anatomia dla lekarza, naukach, które należy opanować i znać, uczyć się ich latami, by móc na koniec powiedzieć o sobie, że jest się artystą malarzem. Upadek współczesnej sztuki wiąże się z tym, że w tych nader trudnych zawodach jak malarstwo, rzeźba, brakuje prawdziwych mistrzów, którzy mogliby kształcić utalentowanych adeptów malarstwa czy rzeźby. Współczesny napuszony artysta nie ma takiej wewnętrznej, opartej na etyce zawodowej, potrzeby by poznawać to, co w sztuce jest trwałe i wieczne. Jest tak pewny siebie, że plecami odwraca się do dzieł, które mogłyby go wiele nauczyć. Dlatego obecnie miernoty kształtują obraz sztuki, trzeba przyznać miernoty sprytne i dbające o podstawowy cel, jakim jest pieniądz.
– Mówi się, że Pana kopie obrazów impresjonistycznych często przewyższają oryginały. Czy nie szkoda Pana niezaprzeczalnego talentu na kopiowanie mistrzów? Czy nie lepiej wyrażać siebie we własnych dziełach?
– W kopiowaniu arcydzieł malarstwa nie ma nic niedorzecznego. Kopiowali niegdyś i to niemało najwięksi malarze świata. Impresjoniści tworzyli i doskonalili swój warsztat i smak właśnie kopiując w Luwrze. Żaden z nich nie kończył Akademii Sztuk Pięknych. Ja kopiuję dla samej przyjemności obcowania z arcydziełem a także dla doskonalenia warsztatu. Żaden malarz nie umie za dużo. Na kopie słynnych dzieł jest też pewne zapotrzebowanie ? więc dlaczego by nie? Kopiowanie to nie hańba. To jedna z metod pracy nad udoskonalaniem własnego warsztatu malarskiego.
Rozmawiała Sylwia Kowalska