Zakończyła się runda jesienna piłkarskich rozgrywek IV ligi i ligi okręgowej. W IV lidze w ostatniej kolejce wołomiński Huragan przegrał na własnym boisku z Błękitnymi Gąbin 2:5 (1:3), plasując się ostatecznie na 14 miejscu w tabeli, natomiast w lidze okręgowej Marcovia Marki, także u siebie, zremisowała z Drukarzem Warszawa 2:2 (0:0) i jest zdecydowanym liderem rozgrywek.
Piłkarze IV ligi i ligi okręgowej mogą wreszcie udać się na zasłużony zimowy odpoczynek. Czy dla wszystkich jednakowo zasłużony, to już jest inna sprawa. Z drużyn powiatu wołomińskiego na pewno o takim zasłużonym odpoczynku może mówić Marcovia Marki, która w pięknym stylu w rozgrywkach ligi okręgowej wywalczyła po rundzie jesiennej bezapelacyjny prymat, wygrywając 14 na 15 rozegranych meczów, tylko w jednym przypadku, niestety właśnie w ostatniej kolejce, remisując. Nie wiem, czy o zasłużonym odpoczynku może natomiast mówić Huragan Wołomin, który w IV lidze tej jesieni, podobnie zresztą jak zeszłorocznej, spisywał się fatalnie i jest w strefie spadkowej na 14 miejscu w tabeli. Tak czy owak, wszyscy będą przez najbliższe półtora miesiąca odpoczywać, kwestia tylko w jakim nastroju.
Lekki zawód
Zespół Marcovii już dawno zapewnił sobie tytuł mistrza rundy jesiennej w lidze okręgowej. W ostatniej kolejce chodziło jedynie o to, żeby wygrać 15 mecz z kolei i z kompletem 45 punktów zakończyć jesienne zmagania. Niestety, sztuka ta się markowiakom nie udała. Piłkarze Marcovii w ostatnim meczu zremisowali na własnym boisku z Drukarzem Warszawa 2:2, czym niewątpliwie sprawili swoim sympatykom lekki zawód. Jednak tylko takich zawodów życzylibyśmy kibicom wszystkich drużyn. Ostatecznie przecież Marcovia nadal jest w lidze okręgowej zespołem niepokonanym i murowanym kandydatem do awansu do IV ligi na wiosnę.
Drużyna Marcovii w spotkaniu z Drukarzem nie wykorzystała w pierwszej połowie dwóch stuprocentowych sytuacji i rzutu karnego w 45 minucie. Natomiast po przerwie dwukrotnie przegrywała, najpierw 0:1 (wyrównał Karol Ajdys), a potem 1:2 (wyrównał w doliczonym czasie gry Norbert Petasz). Tak więc można powiedzieć, że pech i szczęście w tym wypadku się zrównoważyły.
Co dalej z Huraganem?
Zespół wołomińskiego Huraganu w ostatniej kolejce rundy jesiennej IV ligi spotkał się na własnym stadionie z Błękitnymi Gąbin. Dla obu drużyn był to bardzo ważny mecz, którego stawką było spędzenie przerwy zimowej poza strefą bezpośrednio zagrożoną spadkiem. Błękitni bowiem znajdowali się na 13 miejscu z 13 pkt., a Huragan był tuż za nimi z 11 pkt.. Zwycięstwo więc dawało Huraganowi awans na to 13 bezpieczniejsze miejsce. Po wygranej wołominiaków w poprzedniej kolejce na wyjeździe z Jutrzenką Cegłów aż 4:0, liczyliśmy, że w tym ostatnim spotkaniu Huragan także nie zawiedzie nadziei i pokona sąsiada w tabeli, rehabilitując się chociaż w części za tak nieudaną jesień. Nic takiego się jednak nie stało. Piłkarze wołomińscy po raz kolejny zawiedli, przegrywając w kompromitującym stylu 2:5. Główne słowa krytyki należą się formacji obronnej, która w bezprzykładny sposób zawaliła mecz. Takiej ilości szkolnych błędów trudno zobaczyć nawet w niskich ligach młodzieżowych. A przecież podobnie defensywa Huraganu grała właściwie przez całą rundę jesienną. Jest to o tyle dziwne, że trener wołominiaków Krzysztof Gawara jako piłkarz był świetnym obrońcą. Rodzi się więc pytanie, czy nie umie on przekazać własnej bogatej wiedzy swoim podopiecznym, czy też oni są tak wyjątkowo niepojętni?
Początek spotkania był dla Huraganu obiecujący. Kilka ładnych akcji, dwie groźne sytuacje podbramkowe (m.in. główka Stępnia w słupek). Jednak w 22 min. niefrasobliwość wołomińskich obrońców dała prowadzenie gościom 1:0. Wprawdzie w 33 min. udało się piłkarzom Huraganu wyrównać po strzale Łukasza Rossy z rzutu wolnego, ale kolejne błędy obrony sprawiły, że jeszcze do przerwy Błękitni prowadzili 3:1, by w drugiej połowie strzelić 2 bramki i w konsekwencji rozgromić Huragan. Gol w 90 min. na 2:5 Sebastiana Kozłowskiego nie zdołał już nawet otrzeć łez kibicom. Wychodzili ze stadionu zbulwersowani, dywagując, co będzie dalej z Huraganem.
Zbigniew Milewski