W naszym kraju Dorota Kędzierzawska jest odrobinę w cieniu innych twórców, zaś zagranicą jest autorką niemal kultową. Jeśli ktoś ma być następcą Krzysztofa Kieślowskiego, to nie Jerzy Stuhr czy Piotr Trzaskalski, ale właśnie reżyserka ?Wron” i ?Jestem”. ?Pora umierać” przegrał na ostatnim festiwalu w Gdyni. Wszyscy mówią o sukcesie filmu ?Sztuczki”, który wchodził na ekrany w tym samym okresie, co dzieło Kędzierzawskiej. Wszyscy poszli na ?Sztuczki”, bo przecież ten film wyjechał z wybrzeża ze Złotym Lwem. To jest właśnie siła prestiżowych nagród filmowych, które z miernego dzieła uczynią wielki przebój, a małe arcydzieło skażą na niesprawiedliwe zapomnienie. A przecież ?Pora umierać” to małe arcydzieło.
Przede wszystkim to hołd złożony Danucie Szaflarskiej – aktorce legendarnej, chodzącej historii polskiego kina powojennego. Debiutowała w 1946 (!) roku w ?Zakazanych piosenkach” Leonarda Buczkowskiego, zaś dwa lata później pojawiła się w znakomitym ?Skarbie” tego samego reżysera. W latach 90. na dobre wróciła do kina, jej największą rolą był bez wątpienia występ w ?Żółtym szaliku” obok Janusza Gajosa. Ciepła, mająca nadzieję, wyrozumiała Matka Polka – chyba każdy zobaczył w niej swoją matkę, przymykającą oczy na twoje słabości. Przy okazji ?Pora umierać” trudno nie doszukiwać się analogii do wspaniałej roli nieżyjącej już Krystyny Feldman, która na zakończenie swojego życia, zagrała Nikifora. Szaflarska również stworzyła wspaniałą kreację, która wieńczy jej bogatą karierę. Lecz mamy nadzieję, że jeszcze nie raz pojawi się na ekranie.
Tytuł filmu Kędzierzawskiej jest odrobinę mylący – nie jest to film o umieraniu, lecz o niespodziewanej pasji życia, radości ze zwyczajnego egzystowania. Chociaż życie nie rozpieszcza głównej bohaterki – mieszka samotnie, syn oszukuje ją na każdym kroku, bogaty sąsiad chce przejąć jej ziemię. Ale bohaterka się nie poddaje – nie jest symbolem przemijania, Matką Polką czy stereotypowym ?moherem”, jak brzydko nazywa się czasami staruszki. Walczy, pragnie przeżyć swe życie do końca i umrzeć z myślą, że uczyniła coś wartościowego. Nie oczekujcie polskich ?Szeptów i krzyków”, lecz ciepłej przypowieści o wartości życia, o niezbędnym dystansie, jaki każdy z nas powinien stosować wobec wszelkich życiowych problemów. To film głęboki, inteligentny, przemyślany i pięknie sfotografowany. Czarno-białe zdjęcia Artura Reinharta nadają temu filmowi wymiar poetycki, metafizyczny… Warto ten film obejrzeć właśnie na DVD, wszak duży ekran nie jest potrzebny, by docenić ten kameralny, miejscami wręcz telewizyjny film Kędzierzawskiej.
Marcin Pieńkowski