W kulturze europejskiej ironia, satyra, nawet drwina są oczywistym sposobem komentowania ludzkich postaw, poczynań społecznych, obyczajów politycznych, decyzji władzy. Historycznym symbolem w tej materii jest królewski błazen Stańczyk, ale także jego europejski król na Wawelu. Nie ma żartowania bez odbiorcy, który funkcjonuje na podobnej fali.
W kulturach prymitywnych żartowanie jest podejrzane, jest zwalczane przez różnego rodzaju cenzurę instytucjonalną lub mentalną zwaną obecnie poprawnością polityczną. Prostacy nie widzą w żarcie śmiesznej przewrotności i wdzięku. Interesuje ich tylko kto komu ?przyłożył? i co się za tym kryje. Prostacy nie potrafią śmiać się z siebie, natomiast chętnie udzielają lekcji humorystom.
Ostatnio poważną lekcję poczucia humoru otrzymał red. Lisicki z Rzeczpospolitej. Napisał on przewrotny felieton z punktu widzenia owego przystojnego agenta, który zbałamucił nieszczęsną posłankę Sawicką.
Agent do tego stopnia oczarował kobiecinę swym agenturalnym wdziękiem, że przyjęła od niego wziątkę finansową i snuła plany wspólnej prywatyzacji służby zdrowia, czyli dochodowego ?kręcenia lodów?.
Następnie zdemaskowana jako łapówkara, odegrała starannie wyreżyserowany spektakl nieszczęścia i rozpaczy, wpisujący się w trwającą akurat kampanię wyborczą. Cała ta przygoda w oczywisty sposób jest świetnym pretekstem dla kpin, żartów, dowcipów. Co też wykorzystał red. Lisicki w swoim zabawnym felietonie.
Niestety, tępi pracownicy tych redakcji, którym korupcja nie przeszkadza, albo udają, że nie zrozumieli ironicznej przewrotności, albo rzeczywiście jej nie rozumieją. Potraktowali felieton jak autentyczne wynurzenia naszego Bonda. Tak czy inaczej – wstyd dla dziennikarskiej branży… Nikt nie ma złudzeń co do jakiegoś szczególnego wyrafinowania tego środowiska, ale na ogół dbano w nim o utrzymanie inteligenckich standardów, o jakiś cenzus umysłowy.
Widzicie Państwo jaką ciężką robotą jest żartowanie. Przepraszam, jeśli mówię o sobie, to tylko pozornie. Mówię o ważnym kulturowym zjawisku. W ostatnich kilkunastu latach wykonano potężną pracę nad eliminacją ironii z domeny publicznej. To się samo nie stało. W polityce panują agresja, histeria, insynuacje a w szoł-biznesie satyrę zastąpiono prymitywną błazenadą.
Jak nigdy wcześniej na widowni pojawiają się teraz ludzie, którzy wszystko co pada ze sceny traktują wprost. Nie potrafią odczytać żadnej przewrotności. Najbardziej się cieszą jak ktoś robi durną minę i rzuca mocne słowa i obelgi. Finezyjne bon-moty przechodzą słabiej. Stańczyk dzisiaj by nie pożył. Tak się porobiło miejscowym Europejczykom, panie Lisicki i trzeba to brać pod uwagę pisząc felietony….
Jan Pietrzak