Oni nie grają…

Monika Kisła podczas próby z zespołem (fot. Łukasz Rygało)Spektakl „… na imię mi Oskar” wołomińska publiczność mogła oglądać kilka razy. Niektórzy korzystali z każdej okazji – zwłaszcza ci, którzy nie wstydzą się łez… Dla jasności – mówimy tu również o Mężczyznach, takich przez duże „M”. Niespełna godzina spektaklu, kilkoro młodych aktorów, ograniczona do minimum scenografia i środki techniczne – niby nic wielkiego, ale to jednak nadzwyczajne wydarzenie i warto poświęcić mu nieco czasu. O początkach pracy z młodymi aktorami opowiedziała mi Monika Kisła – osoba, która wspomnianego czasu zainwestowała w ten spektakl najwięcej – tymi słowami Łukasz Rygało rozpoczyna wywiad z Moniką Kisłą, reżyserem przedstawienia „… na imię mi Oskar” .

– Znamy się od dłuższego czasu i im dłużej o tym myślę, tym bardziej jestem przekonany, że ten spektakl, ta tematyka i ten sukces nie jest przypadkowy. Wolontariat hospicyjny to dla ciebie nie pierwszyzna…

– Mój Tata przez wiele lat był chory na raka.. całe moje ?dorosłe dzieciństwo”. Potem zachorowała też Mama…
Kiedy Jurek Owsiak organizował III Finał Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy dla dzieci z chorobami nowotworowymi moja rodzina i Przyjaciele zaangażowali się w to całym sercem i potem już nam tak zostało (…).

(…) W ostatnim miesiącu życia mojego Taty towarzyszyło mi hospicjum domowe z Wołomina, wielu wspaniałych ludzi, a wśród nich cudowny doktor Rafał Witek – nasz „Pan Róża”, bo on był nie tylko lekarzem, ale stał się naszym Przyjacielem i ogromnym oparciem w tym czasie. Był z nami do końca i nawet po śmierci Taty stanowi dla nas ogromne oparcie. Kiedy zamieszkałam w Wołominie odwiedziłam hospicjum i… trochę się tam zadomowiłam jako wolontariuszka (…).

– Trafiłaś na książkę… Pewnie gdyby nie wcześniejsze doświadczenia, nie zrobiłaby na tobie tak dużego wrażenia?

– Książkę czytałam cztery razy i przepłakałam nie jeden wieczór, ale wydawała mi się ?trudna teatralnie”. Oglądałam adaptacje w Teatrze Telewizji, ale brakowało mi tam czegoś nieuchwytnego, czegoś, czego nie można zdefiniować, a co powodowało, ze sięgałam do tej książki wiele razy. Tak prawdę mówiąc to już podczas pierwszego spotkania z ?Oskarem i Panią Różą” po przeczytaniu kilkunastu stron zaczęłam skrycie marzyć o zagraniu roli Róży. I kiedy poznałam Bartka Guziaka to pomyślałam, ze moim marzeniem byłoby móc zagrać właśnie z nim. Ale takich marzeń mam wiele i chyba nawet przez myśl mi nie przeszło, że jest ono, choć w części możliwe do zrealizowania. Ale przyznam szczerze, że pół roku chodziło mi po głowie, aby przygotować taki spektakl właśnie na Dni Hospicjów i Opieki Paliatywnej. Termin się zblizał i mobilizował do pracy… (…)

– „Oskar i Pani Róża” to właściwie zbiór listów. Kto dokonał adaptacji tego tekstu?

– Zaczęło się po moim powrocie z obozu artystycznego dla uzdolnionej młodzieży na który ?towarzysko” dojechała do mnie Ania Klamczyńska. Wieczorami po tzw. ciszy nocnej miałyśmy czas aby usiąść i rozmarzyć się. Opowiedziałam Ani o moich marzeniach związanych z ?Oskarem” i o dramie, którą niedawno poznałam i pokochałam. Kilka niedospanych nocy i… decyzja, że robimy. Zaraz po powrocie do Wołomina skontaktowałam się z Magdą Machniewska, przyszła do mnie z Anią Korkieniec i ?postawiły pod murem” – Robimy i już! (…)

– Młodzi aktorzy są na scenie bardzo przekonywujący – czy powstawanie tego zespołu trwało długo? Odbył się casting?

– Ta „prawdziwość” aktorów to mocna strona tego przedstawienia. Usłyszeliśmy dużo ciepłych słów pod naszym adresem od jurorów na X Maratonie Teatralnym w Zielonce, gdzie otrzymaliśmy dwa wyróżnienia dla aktorów: Ani Klamczyńskiej i Bartka Guziaka i Nagrodę Specjalną Jury za spektakl ze szczególnym uwzględnieniem roli Bartka. Ale doceniono tez pozostałych aktorów mówiąc właśnie o ich autentyczności. Jurorzy zwrócili też szczególną uwagę np. na rodziców, których grają przecież bardzo młodzi ludzie, Ania Kalata i Dominik Guziak. Nie wiem czy Ania się nie obrazi, ale chciałabym zacytować sms-a jakiego od niej dostałam po premierze: „..Dzięki Tobie przez chwilę mogłam być kimś szczególnym. Być mamą Oskara.. I choć w przedstawieniu nie gram pozytywnej postaci, ja w sercu wiem, że kochałam swojego syna.. Ale czy Oskara można nie kochać?” To chyba tajemnica ich przekonywającego aktorstwa, oni nie grali tych postaci oni nimi przez tą krótką chwilę po prostu byli (…)

– W ostatnim czasie zagraliście w Lublinie. Jak do tego doszło? Skąd tam się wzięliście?

– Propozycja wyjazdu do Lublina była wyjątkowa i nie mogliśmy odmówić, gdyż nasz spektakl stanowił część akcji Uczelnianego Samorządu Studentów KUL „Chodź, pomaluj mi świat” i połączony był ze zbiórką na rzecz Dziecięcego Szpitala Klinicznego w Lublinie. Mieliśmy w tej zbiórce mały swój udział – zagraliśmy spektakl i zlicytowaliśmy zrobioną przez nas choinkę – element dekoracji naszego spektaklu.

Korzystając z okazji dziękuję nauczycielom, dyrektorom i ich rodzicom za wyrozumiałość w tej kwestii, gdyż w związku z wyjazdem do Lublina młodzi aktorzy opuścili zajęcia szkolne (…)

– Czego potrzebujecie, aby się dalej rozwijać? Pieniędzy? Sprzętu? Wsparcia w obsłudze technicznej? Warsztatów? Bo chyba nie zamierzacie skończyć na „Oskarze”…

– Nie, nie zamierzamy skończyć… my dopiero zaczynamy. Potrzebujemy siebie i tych wszystkich, którzy szczerze nam kibicują i nas wspierają.

Wiele osób, bym chciała tu wymienić i aż się boję, że kogoś pominę… no i nie wiem czy masz aż tyle miejsca… (śmiech) ale mogę dołączyć listę zaczęłaby sie od naszych rodziców i nie mogłoby na niej zabraknąć pana burmistrza Jerzego Mikulskiego z żoną którzy wzruszyli nas tym, że kolejny raz przyszli na nasz spektakl i zawsze pytają o nasze plany i wiernie nam kibicują(…).

A warsztaty mamy w planach, bo chciałabym aby dzieciaki mogły pracować z różnymi „specjalistami od teatru”: aktorami, reżyserami, praktykami dramy, ale o tym na razie sza, bo nie chcę zapeszać. Myślę, że warto w nich zainwestować.

Rozmawiał Łukasz Rygało

Wywiad został opublikowany na stronie ViVo, na której można przeczytać jego pełną wersję: http://wolomin.net.pl/index.php?option=com_content&task=view&id=572&Itemid=51

Fragmenty spektaklu można obejrzeć na naszej stronie www.zyciepw.pl

https://www.zyciepw.pl/na-imie-mi-oskar/#comment-6318

4 przemyślenia nt. „Oni nie grają…

  1. tak się składa, że można obejrzeć panią reżyser Monikę Kisłę na scenie Starej Prochowni, w sztuce pt.: Zwykłe sprawy”, gdzie fantastycznie wciela się w postać plotkary z praskiego podwórka. Warto przyjść i zobaczyć jak opowiada, jak to „pod piątką, jeden drugiego zaciukał krowią kością…na śmierć”.

  2. serdecznie zapraszam ;)
    dam znać o terminach spektakli

  3. Monia!
    Jestem pod wielkim wrażeniem, opadła mi szczęka – jeszcze bardziej utwierdzam się w przekonaniu iż poznałam osobę o wielkim sercu, ogromny, talencie i wielkiej skromności – cieszę się że się znamy, gratuluję spekatklu, życzę wiele dobra wszystkim aktorom

Możliwość komentowania jest wyłączona.