? Zaczęło się! Będzie ciężko, ale damy radę! Trzymajmy się razem, to jakoś przetrwamy, panie Mareczku… Jaki koniec świata, co pan gadasz ? to za tydzień dopiero! Na razie to trzeba przetrwać jakoś te wszystkie wymuszone uśmiechy, te zakładowe Wigilie, te wszystkie rymowane życzenia przysyłane esemesami z numerów, których nie masz pan w książce. To trudny czas, panie Mareczku. Czas obłudy!
Na każdym kroku wszyscy są niby tacy fajni, cieszą się i pobrzękują dzwoneczkami, ale tylko patrzą, jakby tu panu kieszeń wydrenować. Najgorsze w tym wszystkim to są banki! Na każdym kroku się pchają, każden jeden chciałby panu wszystkiego najlepszego pożyczyć ? szkoda tylko, że na taki procent. I jeszcze trzeba mieć gwarancję, wyłóż pan sobie, że się tę pożyczkę odda. Jakbym miał z czego oddawać, to bym się nie zapożyczał przecież! Każde dziecko to wie…
W gazetach niewiele lepiej ? co krok, to nam włodarze, radni i sekretarze z magistratu życzą, a czasem to i jakiś poseł się nawinie. Wszelkiej pomyślności nam życzą ? żebyśmy tylko wyższe podatki płacili, oraz zrozumienia ? żebyśmy nie musieli ciągle pytać, czemu drogi dziurawe i latarnie się nie świecą. A, i jeszcze sukcesów w pracy ? jeśli ktoś ją ma, oczywiście. Dużym sukcesem będzie, jeśli ją utrzyma w przyszłym roku, o podwyżkach nie ma co gadać. Jedyne planowane podwyżki to podwyżki wymagań oraz cen!
Sam już, panie Mareczku, nie wiem co o tym myśleć… Jedno jest tylko pewne ? jak już pana najdzie ten nieszczęsny świąteczny nastrój, to możesz mi pan życzyć wszelkiej DOMYŚLNOŚCI ? tego potrzebuję najbardziej. Jak już zacznę czytać w myślach Heli, to wszystko inne samo przyjdzie: i spokój, i zdrowie. Tylko pieniędzy może zabraknąć… Bo widzisz pan ? nie chodzi przecież o to, żebym wannę umył, podłogę wypastował czy węgla przyniósł. Albo w plecy podrapał, czy herbatę zrobił. Nie wierzysz pan? Przyjdzie czas, to pan uwierzysz… otóż nie w tym rzecz jest cała, żeby coś tam zrobić ? tylko w tym, żeby się tego domyślić! To już nawet ważniejsze jest od samej roboty ? wiem, bo sprawdziłem. Nie dalej jak wczoraj mówię do niej: wiesz, Hela, rano zabierałem się już do zmywania garów, ale wodę wyłączyli. I ona tak na mnie wtedy spojrzała… Dawno już tak nie patrzyła, uwierz mi pan! Aż trochę strach… Nic to, nic to ? trzeba się przygotować na najgorsze. Sprzątanie, zmywanie, pieczenie, gotowanie, smażenie, ból brzucha. I wydatki…
Koniec świata!
Póki co ? jedyne, co już mam przygotowane, to siano. Niestety nie takie z portfela, tylko z łąki – pod obrus.
Marian z Wołomina