Pojęcie mitu od zawsze sprawiało duże problemy. W teologicznej wykładni jest to święta opowieść wyrażająca religijną tajemnicę, jednak bardziej potocznie uważany jest za synonim fałszu czy legendy. Zygmunt Freud, idąc podobnym tropem uznał, że mit jest wyrażeniem podświadomych pragnień, w dużej mierze nie będących w zgodzie z doświadczeniem. Strukturalista Claude Levi – Strauss natomiast uważał, że mity są związane z dążnością ludzkiego umysłu do łączenia, porządkowania sprzecznych doświadczeń, przez co rezultaty tej syntezy wydają się wielokrotnie absurdalne.
Mity mogą łączyć się z charakterem narodowym, przez co umacniają jego strukturę, stojąc u podstaw opowieści o jego niezwykłości, czyniąc go np. ?narodem wybranym?, na którym ciąży jakaś niezwykła misja dziejowa. Takie myślenie, jak każdy wie, jest związane z Żydami ale też i z Polakami. Wizję narodu polskiego jako wybranego przez Boga można odnaleźć już w literaturze oświeceniowej, jednak swój punkt kulminacyjny osiągnęła podczas romantyzmu. Sztandarowym przykładem takiej doktryny był towianizm oparty na objawieniach Andrzeja Towiańskiego, który uwiódł swoją charyzmą i nową wiarą takie sławy polskiej literatury, jak chociażby Adama Mickiewicza, Słowackiego czy Goszczyńskiego. Owa sekta zakładała, że historia ? idąc za ich wykładnią Apokalipsy św. Jana ? dzieli się na siedem epok rozpoczynanych i natchnionych przez siedmiu mesjaszy, będących wcieleniami najwyższej duszy Chrystusa. Nadchodzący mesjasze byli nieodłącznie związani z narodami, z których pochodzili jako wyraziciele misji w dziejach zbawienia, którą wyznaczył im Stwórca. Towiański uznał siebie za drugie wcielenie Chrystusa a Polaków za zbiorowość ludzką, która przez swój rozwój moralny miała poprowadzić inne narody podczas drugiej epoki dziejów zbawienia. Oczywiście wizja naszego narodu jako tego wybranego nie ograniczała się tylko do tej sekty ale była raczej trendem tamtej epoki, który w sposób mniej lub bardziej zracjonalizowany był powielany przez wielu myślicieli zainspirowanych historiozofią Hegla.
Mity sięgają również kwestii ekonomicznych i społecznych. Powszechnie spotyka się poglądy głoszące, że odgórne inwestowanie pieniędzy w biednych, pomoc społeczna obciąża kieszenie bogatszej części społeczeństwa, która traci wolność dysponowania pieniędzmi. Stąd też ograniczenie polityki pro-socjalnej miałoby wiązać się z poszerzeniem ludzkiej wolności. Jest to oczywisty mit ponieważ owa wolność dotyczyłaby jedynie bogatych zupełnie ignorując wolność biednych, która jeszcze bardziej uległaby zmniejszeniu przez obcięcie dodatkowych pieniędzy ? nie ma co się okłamywać, w dzisiejszych czasach wolność jest zdeterminowana od tego, co ma się w kieszeni. Ów mit jest jednym z niebezpiecznych trendów państw demokratycznych, które za bardzo wzięły sobie do serca ekonomiczny ewolucjonizm Spencera. Nie wykluczam, że takie ograniczenie polityki pro-społecznej miałoby zbawienne skutki dla rozwoju gospodarki a przez to polepszenie ogólnego dobrobytu, jednak nie widzę też gwarantu, że taki scenariusz jest realny w każdych warunkach. Minusem tego jest jednak dyskryminacja ludzi biednych, co nijak się ma do realizacji założeń demokratycznych, nawet jeśli dotyczyłoby to jedynie fazy przejściowej.