To może być początek renesansu, powrotu wielkiej popularności cyrku.Wprawdzie dawno nie byłem w takim przybytku, bo latorośl mocno wybujała, ale już kilkanaście lat temu nie było to miejsce szczególnie atrakcyjne… Kto dał się nabrać na kolorowy i wesoły plakat, a jeszcze nie daj Boże przepłacił za lożę, musiał wytrzymywać oszałamiający zapach zwierząt, patrzeć w smutne oczy clownów i udawać, że nie widzi zszytych na okrętkę trykotów akrobatów. Któż by wówczas pomyślał, że sytuację może uratować zapomniana i wyśmiewana w środowisku od lat kobieta z brodą?
Eurowizja jawi mi się jako taki właśnie cyrk z blisko sześćdziesięcioletnią tradycją. O ile w początkach swego istnienia była zapewne wydarzeniem ważnym, bo międzynarodowym, szparką w ?żelaznej kurtynie?, przez którą z jednej i drugiej strony zaglądali ciekawscy, to dziś to jedynie tani blichtr, cekiny i miałkie utwory, które z założenia maja się podobać wszystkim, a rzadko podobają się komukolwiek. Rzadko trafiał się ktoś, kto na dłużej zaistniał na muzycznym rynku – ABBA czy Céline Dion to nieliczne wyjątki. Mamy dziś możliwość słuchania najdziwniejszej nawet muzyki z każdego zakątka globu bez konieczności zdawania się na gust jakiegokolwiek jury, wystarczy ruch dłoni na pilocie, myszce czy ekranie tabletu. Czas Eurowizji minął…
Żadna to nowina, jednak w tegorocznej edycji najciekawszy dla mnie nie był wcale zwycięzca, ale rozbieżności w głosowaniu reprezentantów poszczególnych krajów zasiadających w jury a wynikami głosowania widzów z tych krajów. Mówiąc ogólnie: reprezentanci byli mało reprezentatywni, co najwyraźniej chyba było widać na przykładach Wielkiej Brytanii czy Irlandii. Zwyciężyła polityczna poprawność i lęk jurorów przed oskarżeniem o uprzedzenia, czy też może po prostu nasi rodacy na obczyźnie zaangażowali się w głosowanie?
Zwycięzcy (czy też ?zwyciężczyni?, bo tak lubi o sobie ponoć mówić) życzę prawdziwych sukcesów na międzynarodowej scenie muzycznej, choć w nie absolutnie nie wierzę. No, chyba że MTV zacznie przyznawać nagrody w trzeciej kategorii, poza wokalistą i wokalistką roku, bo za umieszczenie w którejś z nich Conchita mogłaby strzelić focha z przytupem. Póki co – wierzę w wyniki sprzedaży i tłumy na wielkich koncertach, a nie na występach w klubach z drag queen, bo one pokazują lepiej muzyczną klasę wykonawcy.
Mimo wszystko – warto głosować!
Łukasz Rygało