Od kilku miesięcy pewien śmiałek próbuje dowiedzieć się u źródła o stan zdrowia Pana Prezydenta. Na szczęście Polska nie posiada broni atomowej, więc Prezydent nie decyduje o odpaleniu rakiet. Może zatem być i chory, chociaż nikt mu tego nie życzy. Jest to raczej jedno z tych miłych, sympatycznych pytań, jakie czasem zadajemy znajomej osobie. Jak zdrowie? Na tak postawione publicznie pytanie odpowiedział prezydencki minister Michał Kamiński.
Długo tłumaczył, że zdrowie, humor i dobra pamięć Panu Prezydentowi służą i nie ma tu nic do ukrycia. Ale gdy tylko skończył mówić to dopilnował, by prokuratura wybiła śmiałkowi dopytywanie się o zdrowie najważniejszej osoby w państwie. W lubelskiej prokuraturze przesłuchano śmiałka i zaczęto wzywać kolejno wszystkich jego znajomych by dowiedzieć się, czy aby któryś z nich nie podrzucił sprawcy tak obrazoburczej myśli. Wszyscy, póki co, idą w zaparte. O zdrowiu Pana Prezydenta z nikim nie rozmawiali!
Tymczasem sprawca całego zamieszania ochłonął i sam poszedł do lekarza aby się zbadać. Wiadomo, szukał okoliczności łagodzących. Ale tu się kolega oszukał, bo zaświadczenie o stanie jego zdrowia trafiło w ręce byłego ministra zdrowia w rządzie Jarosława Kaczyńskiego i okazało się, że jest zdrowy jak ryba. Nawet głowa! Otoczenie Pana Prezydenta się zdenerwowało, bo oświadczono, że w takiej sytuacji oni nie mogą przedstawić zaświadczenia o stanie zdrowia Lecha Kaczyńskiego. I … wróciliśmy do punktu wyjścia!
Przed kilkoma laty, w Wołominie, głośno było o Szkole Podstawowej numer 1, tej przy spalonym supermarkecie. Protesty, teksty i manifestacje a wszystko po to, by władza znalazła pieniądze na remont tego starego budynku. Zainteresowani dobrze wiedzieli, że w tym budynku już nie będzie można uczyć dzieci ze względu na jego archaiczną architekturę. Mimo to walczono o remont nie zwracając uwagi na przewidywane koszty.
Bardzo aktywni w tej walce byli radni tworzący tzw. opozycję. Nie istniały dla nich inne tematy tylko jedynka i jedynka. W tę walkę wciągnięto nawet szacowne osoby i instytucje. Wreszcie rada miasta poprzedniej kadencji dopięła swego i zgodziła się na wykwaterowanie szkoły i znalazła pieniądze na remont.
Prace rozpoczęto w ubiegłym roku, ale patrząc na to z boku zastanawiam się, dlaczego na remont tego budynku – który już nie może być szkołą – z kasy miasta wyda się miliony złotych? Biblioteka miejska i kilka sal do zajęć z młodzieżą to jeszcze nie jest wystarczający powód do tak dużych wydatków.
Czyżby radni poprzedniej kadencji nie potrafili liczyć? Daleki jestem od postawienia takiego zarzutu. Liczyli dobrze, tylko nie na interes miasta a własny, polityczny. Wiedziano, że remont budynku wpisanego do rejestru zabytków będzie bardzo kosztowny a inwestycja będzie pod stałym nadzorem konserwatora zabytków. W konsekwencji ten remont związał by ręce burmistrzowi na kilka lat a w mieście panował by marazm inwestycyjny.
Rzucono kość, na której burmistrz Mikulski miał sobie połamać zęby. Uchwałodawcy – na nasze szczęście – nie przewidzieli jednego. Ogromnych pieniędzy z Unii na rozwój infrastruktury komunalnej.
Zapewne odrestaurowany budynek będzie symbolem miasta i powodem do dumy nie tylko burmistrza Jerzego Mikulskiego. Obawiam się tylko o zdrowie pomysłodawców tego remontu!
Edward M. Urbanowski