? A bardzo się panu spieszy? Mógłby pan ze mną zapalić? ? pyta mnie, jak się później okazało, Rysiek. Ryśka, na oko czterdziestoparoletniego włóczykija, poznaję w pociągu do Wołomina, kiedy ? choć w wagonie tłumy ? on siedzi sam, samiusieńki. Owszem, może nie pachnie apetycznie, może i trochę gdzieś się umorusał, ale oczy ma głodne czyjegokolwiek towarzystwa. Przysiadam się do Ryśka, on jednak milczy. Milczy do samego Wołomina, gdzie w ślad za mną wysiada. Tuż za stacją, na brzegu ulicy Legionów, zaczepia mnie. Grzecznie odmawia mojego papierosa i pyta, czy nie zechciałbym się poczęstować od niego. Chętnie, mówię, dziękuję.
Rysiek mówi, że pochodzi z Wyszkowa, ale nie za bardzo ma pomysł, jak do tego Wyszkowa się dostać. Razem kombinujemy nad najprostszym i najtańszym rozwiązaniem.
W pewnej chwili Rysiek, zaciągnąwszy się papierosem, rozgląda się po okolicy i z delikatnym, wyszczerbionym trochę uśmiechem na twarzy mówi: ? Cholera, fajny ten Wołomin.
Widząc moje zaskoczenie, kontynuuje. ? No zobacz mistrzu, mówi, tyle miejsca, tak spokojnie jest, tak cicho. Ludzie wracają z roboty z jakimiś siatami, niektórzy z psami na spacer wychodzą. Tak się od razu lepiej oddycha ? i wyszczerza pozostałe mu zęby do przechodzących obok nas przechodniów. Ci, niewzruszeni owym aktem sympatii, zdają się go w ogóle nie zauważać.
? Ja to zaraz bym sieknął tutaj coś ładnego ? mówi, wskazując na miejsce, w którym spalił się pewien market. ? Ale wiesz, nie tak, żeby nakićkać jak najwięcej, tylko tak ładnie, wiesz.
Wiem, odpowiadam, ale to nie taka prosta sprawa. Rysiek kwituje: ? E tam, chcieć trzeba, tyle.
Gadamy o paru kolejnych mijanych zakątkach. Gdy omal nie rozjeżdża nas samochód na skrzyżowaniu Wileńskiej z Legionów, Rysiek mówi, że widział w Warszawie takie światła ładne i że może by takie coś tu trzeba było zamontować, bo ?strach, że człowiekowi w tyłek wjadą?. ? Tu bym takie wielkie rondo walnął, o, tu, tu właśnie. A tam bym taką imprezę dla młodych zrobił, że aż u mnie w Wyszkowie by gadali. Tu no niby ładnie jest, ale jakby tak zamontować jakieś ozdóbki na tych latarniach, to panie, no tak by było.
A tam? Tam to bym taki stary słup postawił, a co. Taki stary, jak na filmach kiedyś. Fajnie, fajnie tu ? powtarza.
I ile fajnych rzeczy zrobić można, tylko wiesz, powtarza jak amen w pacierzu, chcieć trzeba, nie?
Rysiek nie zastanawiał się, czy dałby radę. Nie analizował, czy to, o czym rozmyśla, udałoby się zrealizować. On po prostu by to zrobił.
Z Ryśkiem miałem tylko wypalić papierosa. Przegadaliśmy z godzinę, spacerując po Wołominie i potęgując w sobie nawzajem zachwyt mijanymi okolicami. I pod koniec naszego spotkania, kiedy już musiałem wracać do domu, ujrzałem mój Wołomin jego oczami. Cholera, fajny ten Wołomin. Planowałem zmienić imię bohatera tekstu. Przemyślałem jednak sprawę i zostawiam. Rysiek, jak podobno też wszyscy jego imiennicy to przecież fajne chłopaki.