Oceniając ten film łatwo popaść w emocjonalny zamęt. Autorzy stawiają bowiem widza w trudnej sytuacji. Dlaczego? Otóż wyjaśni to krótkie streszczenie fabuły filmu. Hanna pracuje w powojennych Niemczech jako tramwajarka. Pewnego dnia wracając z pracy pomaga nastoletniemu Michaelowi, który zasłabł na ulicy. Chłopiec chce podziękować starszej od niego kobiecie, odwiedza ją i to spotkanie staje się początkiem ich romansu. Miesiące spędzają w łóżku, uprawiając seks i …czytając książki. A właściwie to Michael czyta Hannie. Ich drogi się rozchodzą, po kilku latach on jest już studentem prawa. Przypadkowo trafia na proces nazistowskich zbrodniarzy. Jedną z oskarżonych jest Hanna, która była strażniczką w obozie koncentracyjnym. Michale odkrywa, że jest analfabetką i ten wstydliwy fakt nie pozwala jej na skuteczną obronę przed sądem. Hanna woli ukryć swój sekret niż walczyć o krótszy wyrok.
Daldry dziwnie skonstruował swój film. Pierwsza część to historia rodzącego się uczucia. Michael jest zafascynowany dojrzałą kobietą, ona zaś młodością, witalnością chłopca. Niestety ta część filmu nie przekonuje, co jest przede wszystkim winą mało wiarygodnych kreacji aktorskich (Winslet rozkręca się w drugiej części filmu). W tym miejscu nie ma co zastanawiać się nad tym, czy autorzy złamali tu jakieś tabu ? od czasów ?Lolity? Nabokova minęło już bowiem ponad pół wieku, zaś filmowych romansów młokosów z dojrzałymi kobietami mieliśmy już na pęczki.
Dalej jest ciekawiej, co jest zasługą przede wszystkim jakże świetnego oryginału, czyli książki Bernharda Schlinka. Daldry wykorzystał potencjał dramaturgiczny literackiego pierwowzoru i udanie działa na emocje widza. Publiczność jest targana wątpliwościami, moralnymi rozterkami. Jedni wydadzą druzgocący wyrok, inni będą starali się zrozumieć. Ale wydaje się, że to czy Hanna zasługuje na dożywocie, śmierć, czy krótką odsiadkę, jest tu zupełnie w cieniu. Daldry stara się wyciągnąć z powieści Schlinka przede wszystkim nietuzinkowy wątek melodramatyczny. I tu zaczynają się problemy ? Daldry podchodzi do tematu zbyt romantycznie i sentymentalnie. Reżyser rozbija film na trzy wyraźne części (w tym najlepsza sądowa), które mają inny klimat i zupełnie inne tempo. Nie potrafi jednak połączyć je w jedną, integralną, przekonującą całość. Zapewniam, że film wzbudzi emocje i moralne dylematy, jednak jako dzieło sztuki ?Lektor? jest nieudany i niepełny.