Walt Kowalski to taki aspołeczny jegomość ? nikt go nie lubi i on też nie za bardzo przepada za ludźmi. Po śmierci żony robi niewiele ? pali papierosy, czyta na werandzie, pucuje swoje ukochane autko (tytułowe Gran Torino). Jego syn najchętniej oddałby ojca do domu starców, zaś wnusia przygarnęła klasyczny wóz. Jednak nie z Waltem te numery ? nie po to walczył za ojczyznę w Wietnamie i tyle lat ?męczył się? ze swoją rodziną, żeby ta teraz się go tak łatwo pozbyła. Facet chce mieć po prostu święty spokój. A tu psikus ? do domu obok sprowadza się chińska rodzina. No tego twardy jak skała Walt nie jest w stanie znieść, w końcu jest rasistą z krwi i kości, więc żaden Chińczyk nie będzie mu w okna zaglądał. Okazuje się jednak, że nowi sąsiedzi wcale nie są tacy źli. Walt zaprzyjaźnia się z dziećmi sąsiadów ? chyba po raz pierwszy w życiu ma szansę zachować się jak prawdziwy ojciec, zrzucając skorupę zatwardziałego macho z żelaznymi zasadami. Taka maniera powodowała, że przez całe życie zamiast zbliżać się do ludzi, oddalał się, aż w końcu został zupełnie sam. Walt za sprawą nowych przyjaciół powoli zaczyna rozumieć, że nie zostało mu zbyt wiele czasu, żeby zrobić w swoim życiu coś wartościowego. Przydarza się okazja ? w sąsiedztwie pojawiają się azjatyckie gangi, które nie dają spokoju sąsiadom. Walt chce wymierzyć im sprawiedliwość po swojemu. Będzie musiał się jednak nauczyć, że bycie brutalnym samcem najzwyczajniej go odczłowiecza.
Clint Eastwood w znakomitej formie. Po rewelacyjnym thrillerze ?Oszukana? serwuje nam kameralny film obyczajowy o upadku męskich wartości. W pewnym sensie Eastwood demaskuje mit, który wykreowały jego własne role ? samotnego mściciela o kamiennej twarzy w westernach Sergio Leone czy też okrutnego inspektora Harry?ego Callahana. Jego Walt Kowalski to typowy twardziel, ale zamiast krwawej jatki jak z ?Brudnego Harry?ego? nastawmy się raczej na skrzący się humorem film o rodzeniu się więzi międzyludzkich. Bohater Eastwooda rzuca spojrzeniami niczym jego bohaterowie z filmów lat 70., jednak dużo w tym autoparodii. Kult silnych facetów, którzy działają na pograniczu prawa, traktujących kobiety jak przedmioty, muszących na każdym kroku udowadniać swoją męskość, zrodziło w dużej mierze właśnie kino. Nie po raz pierwszy Eastwood podejmuje dialog z mitotwórczą siłą medium filmowego oraz kwestią brutalności w kinie, można w tym miejscu przypomnieć słynne ?Bez przebaczenia?. ?Gran Torino? jest lżejsze w tonacji, ale również każe się zastanowić nad tymi problemami, zwłaszcza, że w roli głównej widzimy staruszka, który w dość karykaturalny sposób traktuje swoją dotychczasową filmografię.