Niemożliwe stało się możliwe, piekło zamarzło, świat stanął na głowie.
Politycy zaczynają mówić jednym głosem, jak mantrę powtarzają w kółko to samo. Czyżby szło ku lepszemu? Dotąd zdarzało się to jedynie urzędującym posłom, czasem jakiś minister dołączył do chóru, ale w ostatnich dniach zjawisko staje się powszechne – nawet kandydaci do europarlamentu ochoczo dołączyli do tego ogólnopolskiego ruchu. Szkoda, że nie chodzi o wypracowanie kompromisu w sprawach budżetowych czy o znalezienie idealnej równowagi pomiędzy opiekuńczą rolą państwa a obywatelskimi swobodami – na to przyjdzie nam jeszcze długo poczekać. Póki co wspólne hasło głoszone zgodnie przez wszystkich polityków podczas radiowych, telewizyjnych wszelkich innych debat brzmi: ja panu nie przerywałem!
Już niedługo doświadczymy podobnego zjawiska w skali lokalnej – zbliżają się wybory, więc kandydaci na samorządowe posady będą zgodnie, jak jeden mąż krytykować swoich poprzedników na każdym szczeblu, od członków rady miejskiej po starostę. Niejednokrotnie wspomni się też z pewnością rajców poprzednich kadencji, którzy to do czegoś tam dopuścili, na coś innego zabrakło im odwagi albo wyobraźni, a w czymś innym ważniejszy okazał się ich partyjny interes czy źle rozumiana lojalność. Skutki oczywiście wszyscy znamy: to przez nich upadły nasze firmy, nasi sąsiedzi nie mają pracy, chodniki są krzywe a szkół nie ma za co remontować. Generalnie już dziś wiadomo, że w trakcie poprzednich kadencji niewiele dobrego się zdarzyło – no, chyba że kandydat próbuje powrócić na stanowisko. Wtedy prawdopodobnie powie, że chciał dobrze, ale mu opozycja rzucała kłody pod nogi. Wszyscy to dobrze znamy, ten scenariusz powtarza się od wielu lat… Po chwili dyskusja przestaje być merytoryczna, zaczyna się szukanie dziadka w Wehrmachcie a potem jest wielkie zdziwienie, że frekwencja wyborcza była mała. Sam ją niedługo obniżę, jeśli na horyzoncie nie pojawią się ludzie skłonni do kompromisów i współpracy, skupieni na realnych celach i zainteresowani opinią mieszkańców. Wiem, nie zmienię tym niczego, ale jaki mam wybór? Mniejsze zło?
Obserwuję różne wątki dyskusji związanych z samorządem i polityką w internecie i… powoli zmieniam zdanie. Mam świadomość, że internetowe towarzystwo nie jest pełnym przekrojem społeczeństwa, ale o ile kilka lat temu bezlitośnie kpiłem z opinii, że wszyscy inteligentni i wykształceni ludzie uciekną na Zachód, to teraz przekonuję się, że coś w tym chyba jest.
Nie chodzi mi tylko o ortografię w tekstach tych, którzy zostali…
Łukasz Rygało