Marzena Świętochowska-Gryz to zdolna artystka, której obrazy cieszą się dużym uznaniem. Niejedna osoba ma w swojej kolekcji dzieło pani Marzeny. O artystycznych początkach i miłości do tworzenia rozmawiam z tą zdolną malarką.
– Czym jest dla Pani malarstwo?
– Malarstwo jest dla mnie odskocznią od codzienności, zapomnieniem, przelaniem uczuć, kontaktem z kolorami, barwnym odzwierciedleniem co mi w duszy gra. Malarstwo towarzyszyło mi i w bardzo trudnych chwilach mojego życia i w bardzo pięknych chwilach. Jest ze mną na stałe jak dobry stary przyjaciel, na którego zawsze można liczyć.
– Jakie techniki stosuje Pani w swojej twórczości?
– Maluję głównie farbami olejnymi na płótnie, próbuję różnych technik, różnych metod w zależności od tematyki pracy i nastroju.
– Czy jako artystka inaczej Pani patrzy na otaczający świat?
– Jak patrzę na świat? Wydaje mi się, że bardziej wyraźnie, więcej rzeczy dostrzegam, więcej mnie interesuje. Najbardziej interesuje mnie szczególna brzydota, która jest aż piękna oraz ukryte obrazy, fragmenty we wszystkim. Na dużo rzeczy patrzę pod kątem chęci namalowania, uwiecznienia. Zmieniam też często kolory natury.
– Pamięta Pani swój pierwszy obraz?
– Pamiętam – malowałam w plenerze nad wodą, starą odnogą Bugu. Praca ta po latach została przeze mnie zniszczona. Uznałam ją za nieatrakcyjną, bez wyrazu. Teraz żałuję, bo ma dla mnie inną wartość. Kolejne prace zostały potraktowane przeze mnie dużo lepiej. Znajomym, którzy odwiedzali moich rodziców, rodzinie, kolegom podobały się moje prace, więc powoli zaczęłam nabierać pewności w tym, co robię. Kiedy od roku 1996 rozpoczęłam pracę w dużej firmie telekomunikacyjnej Plus GSM, nad moim biurkiem zaczęłam wieszać obrazy mego autorstwa. I wtedy zaczęło się. Współpracownicy pytali o cenę, kupowali, zamawiali moje obrazy na prezenty z okazji imienin lub ślubów. Pamiętam szczególne zamówienie, kiedy odchodził od nas prezes do spraw technicznych Mike Frankhouser z USA i poproszono mnie, abym namalowała na pożegnanie naszą Warszawską Starówkę. Namalowałam widok nocą. Jednobarwny obraz z wyłaniającymi się kamienicami i oświetlającymi je latarniami. Mike był zachwycony. Ja też, szczególnie dlatego, że jemu się podobało. I tak narastała moja pasja a z nią liczba namalowanych prac. Niestety większość z nich jest w domach u osób, które znam lub nie.
– Co chce Pani przekazać odbiorcom poprzez swoją twórczość?
– Pragnę by ludzie zaczęli dostrzegać piękno, kolory. Żeby ich życie nie polegało tylko na dbaniu o chleb, ale również o strawę duchową.
– Zadebiutowała Pani w Galerii przy Fabryczce na wielkanocnej giełdzie. Nie nabrała Pani ?apetytu? na wystawę?
– Pierwszy raz pokazałam próbkę moich prac w Muzeum Ziemi Tłuszczańskiej w Tłuszczu w marcu tego roku. Wystawa bardzo się podobała, ludzie podchodzili do mnie i gratulowali mi. To było bardzo miłe i bardzo za to dziękuję, szczególnie dziękuję P. Tadeuszowi Sasinowi opiekunowi muzeum, którego opinie na temat moich prac są dla mnie bardzo cenne. Oczywiście chętnie pokazałabym swoje prace innej publiczności. To miło podzielić się swoją pasją z innymi.
Rozmawiała Sylwia Kowalska