Staram się być uczestnikiem wydarzeń kulturalnych w mieście – oczywiście tych, które mnie interesują. Gale operetkowe na przykład nie budzą mojego entuzjazmu, więc wolę sobie w tym czasie książkę poczytać czy rowerem pojeździć po lesie. Nigdy mi do głowy nie przyszło, żeby się pokazywać na wernisażach czy koncertach z innego powodu, niż z chęci poobcowania z kulturą…
Może gdybym miał w planach kandydowanie na radnego, to siadałbym w pierwszym rzędzie w kościele albo inwestował w wiązanki kwiatów polnych wręczane artystom, ale póki co – zajmuję wygodne miejsce z tyłu i cieszę się cudzą twórczością. Sam nie miałem szczęścia w losowaniu, w którym można było trafić jakiś talent, cóż mi pozostało? Tylko bycie odbiorcą…
Nie wymagam od twórców żadnych kulturalnych rewolucji, bo prosty ze mnie chłopak i chcę rozumieć, o czym oni do mnie malują czy grają. Z nadzieją na miły wieczór wybrałem się do wołomińskiej Fabryczki na ulicy Orwida na koncert jazzowy i poprzedzający go wernisaż, bo ?mnie się podobają melodie, które już raz słyszałem?, jak mówi jeden z bohaterów kultowego już ?Rejsu?, a ja miałem okazję słyszeć zespół B-flat Mood jakiś czas temu na koncercie w bibliotece i nie miałem nic przeciwko powtórce. Nie zawiodłem się – pięciu muzyków z poszanowaniem standardów, publiczności i siebie nawzajem dało naprawdę przyjemny koncert. Szkoda tylko, że nie znalazłem takiego szacunku u odbiorców…
Tragedii oczywiście nie było – nikt nie rzucał pomidorami ani nie domagał się ?Chabrów z poligonu? z dedykacją dla Rysia, ale i tak długo jeszcze będę wspominał ten koncert. Niestety, nie z powodu szczególnie porywającego wykonania ?Cantaloupe Island?, lecz przez biegające między rzędami krzeseł i pokrzykujące dzieci, ich równie mało zainteresowanych ?wykonem scenicznym? rodziców oraz kilka żywo dyskutujących pełnym głosem grupek w ostatnich rzędach, wśród których miałem nieszczęście usiąść. Być może byli to wytrawni znawcy tematu, których rozczarował poziom występu? Nawet jeśli tak, to przecież mogli po prostu wyjść i nie marnować swojego cennego czasu. A może przyszli na koncert, bo tak wypada?
Jest przynajmniej jakaś nauka na przyszłość: będę siadał w pierwszych rzędach, wśród kandydatów…
?A kultura tu podobno jest/Świadczy o tym nasz wspaniały dom kultury/Nawet z jego okien płynie nieraz jazz/To dlaczego jest jak jest – nie rozumiem? – śpiewał punkowy zespół Zielone Żabki w 1988 roku. Ćwierć wieku minęło, ale nic się nie zmieniło…