?Opadam w dół, blisko zabudowania… Patrzę do góry ? spadochron ma wypalone dziury o średnicy 10 cm… Lecę w dół coraz szybciej ? nie wiem, jak uda mi się wylądować… Pode mną trzy płonące ogniska ? to nasze Łosie…? ? z relacji porucznika Władysława Ryżko.
Ciężka fizyczna praca kilkudziesięciu osób poprzedzona wieloma godzinami poszukiwań dokumentów i świadków wydarzeń przyniosła oczekiwane efekty. Ekipie programu TVP.info ?Było, nie minęło? przy wsparciu licznych pasjonatów historii udało się precyzyjnie zlokalizować miejsca upadku trzech samolotów, które 7 września 1939 r. stoczyły walkę nad granicą dzisiejszych gmin Radzymin i Nieporęt. Odnaleziono między innymi element skrzydła, goleń podwozia, cylinder i inne elementy silnika samolotu PZL.37B Łoś oraz prawdziwy rarytas: magazynek od karabinu pokładowego PWU wz. 37 Szczeniak. Dotychczas Muzeum Wojska Polskiego dysponowało zaledwie jednym magazynkiem do tej broni.
PZL.37B Łoś to maszyny wyjątkowe. Prace przy ich projektowaniu i produkcji przebiegały w ekspresowym tempie ? rozpoczęto je w 1934 r., a już w 1936 r. oblatywano prototyp. Do września 1939 r. wyprodukowano zaledwie 124 egzemplarze, do dziś nie zachował się żaden. Każdy więc odnaleziony fragment jest dla miłośników historii skarbem.
Łoś był nadzieją polskiego lotnictwa, jego konstrukcja znacznie przewyższała rozwiązania niemieckie, oceniano go wyżej niż holenderskiego Fokkera F.VII. Po zaprezentowaniu samolotu na targach lotniczych w Paryżu do produkujących Łosia zakładów w Mielcu i na Okęciu wpłynęło sporo ofert dotyczących zakupu i licencji tych samolotów. Ten dwusilnikowy bombowiec osiągał prędkość 412 km/h i mógł się pochwalić udźwigiem 2000 kg bomb. Choć w chwili wybuchu wojny w użyciu znajdowało się zaledwie 36 tego typu maszyn, to zdążyły się wsławić atakami na niemieckie kolumny pancerne 16. Korpusu pod Radomskiem. Nie spełniły jednak swojego zadania… Nie zdążono ich przetestować w warunkach ćwiczebnych, nie mówiąc już o bojowych. Były zbyt słabo uzbrojone i opancerzone, nie miały samouszczelniających się zbiorników paliwa, a na domiar złego latały właściwie bez osłony myśliwców. Nie wszystkie wyprodukowane przez 1939 r. Łosie miały kompletne wyposażenie pokładowe ? braki dotyczyły głównie radiostacji i systemów łączności pokładowej.
O interesujących nas wydarzeniach najlepiej opowiedzą relacje ich uczestników i świadków:
?Dnia 7 września o godzinie 15.45 wystartowałem z załogą ? pchor. pil. Ryżko, kpr. Babańczyk i kpr. Korek. Prowadziłem klucz, a jako drugi, prawy samolot, lecieli: pchor. Nowakowski, por. obs. Gajewski. Samolot trzeci, jako lewy był prowadzony przez pchor. pil. Cierpiłowskiego i ppor. obs. Kołodeja. Po wystartowaniu i zebraniu się klucza nad miejscowością Stara Wieś (to było lotnisko polowe) leciałem, nabierając wysokości w kierunku Radzymin-Wołomin. Tu zauważyłem wyprawę samolotów bombowych typu Dornier oraz nad nimi myśliwskie Messerschmitty.
Wskazałem je pilotowi i aby nie być przez nich zauważonym ? kazałem zawrócić o 180 stopni i zejść w dół. Pilot wykonał rozkaz. Okazało się, że niepotrzebnie, gdyż z tyłu doganiało nas 12 ME 109. Kiedy tak nurkowaliśmy, gdzieś na wysokości 2200-1500 metrów, usłyszałem nagle serię karabinów maszynowych. Oglądam się i widzę z tyłu 6 Messerschmittów 109 oraz płat siódmego i całą sieć smug pocisków zapalających. Strzelcy nasi również strzelają do nich…
Nagle spostrzegłem Messerschmitta, który zaatakował mnie od czoła. Nasz Łoś leci po prostej, a mój pilot krzyczy, że został zestrzelony samolot nr 3 (lewy boczny ? ppor. Kołodeja) i płonąc, wali się na ziemię. Kiedy więc zauważyłem przed sobą samolot niemiecki w odległości 600-700 metrów, momentalnie otworzyłem do niego ogień. Podczas strzelania zauważyłem trzy dziury w pleksiglasie, które dosłownie obramowały moją głowę. Nagle widzę dym z prawego płata maszyny niemieckiej ? szaleję z radości. Ponieważ amunicja się skończyła w ładowniku, usiłuję go wymienić i w tym momencie widzę dym ? celny pocisk zapalił benzynę, a ta spowodowała wybuch zbiornika, rozrywając płat niemieckiego samolotu, który w płomieniach spada na ziemię. Zdejmuję ładownik i z radością spoglądam na zegarek: 16.05 ? zestrzeliłem Niemca!?. (Relacja porucznika Ludwika Maślanki).
?Po ośmiu minutach lotu nagły alarm tylnego strzelca: atakują nas! Widzę z prawej z góry trzy atakujące nas sylwetki samolotów. To chyba właśnie Messerschmitty, idą na nas jak pociski. Obserwator krzyczy: skręt w lewo!, jednocześnie strzelcy i obserwator rozpoczynają ogień… Jestem w zakręcie, kiedy chcę wyprowadzić w przeciwną stronę ? maszyna nie wychodzi, ale to na razie błąd pilotażowy. Prawy silnik nie ciągnie ? w pierwszej chwili myślałem, że to defekt, ale zaraz zorientowałem się, że nas trafili…
…cała gondola pełna jest ognia… obserwatora już nie widzę… Muszę zamknąć oczy, gdyż płomienie obejmują mi twarz. Czuję straszny ból rąk, a później twarzy. Przychodzą mi na myśl strzelcy, nie wiem, czy już wyskoczyli. Tracę siły, brak mi powietrza. Widzę, że zbliża się mój koniec…
Kiedy zawisłem w uprzęży, palcami rozwarłem powieki. Zobaczyłem kołyszący się horyzont, Messerschmittów w pobliżu nie było. Chciałem skontrolować prawidłowość ułożenia czaszy spadochronu i dopiero wtedy ujrzałem w niej wypalone otwory o brązowym obrzeżu… Teraz zrozumiałem dużą szybkość opadania?. (Z relacji porucznika Władysława Ryżko).
?W dniu 6 lub 7.IX.39 (wszystkie fakty i opisy wskazują na 7.IX.39) w godzinach popołudniowych będąc na lotnisku Zielonka (k/Rembertowa) byłem świadkiem, jak samoloty niemieckie po zbombardowaniu Warszawy zestrzeliły dwa samoloty polskie Łoś. Samoloty nieprzyjacielskie w dość dużej ilości krążyły na różnych wysokościach w szykach rozproszonych. Samoloty typu JU 87, DO 215 i Me 109. Część tych samolotów zaatakowała, z przodu, z góry i z małej odległości napotkany klucz Łosi. Walka trwała parę sekund na wysokości 1500 do 2000 metrów.
Widziałem palące się dwa Łosie i jeden samolot nieprzyjaciela oraz zauważyłem trzech lotników wyskakujących na spadochronach. Jeden z nich, por. Maślanka, został przeze mnie odnaleziony, opatrzony przez lekarza 41. Esk. Drugi, pchor. pilot ciężko poparzony zabrany został przez samochód cywilny i odwieziony do szpitala. Trzeciego, prawdopodobnie lotnika niemieckiego, nie odnaleziono. Według mego zdania klucz Łosi lecący na wysokości 1500 do 2000 metrów został całkowicie zaskoczony. Tylko jeden samolot Łoś oderwał się od klucza po zaatakowaniu przez Niemców i oddalił się w kierunku północno-zachodnim. (Oświadczenie kpt. obs. W. Chrzanowskiego, b.d-cy 41. Esk Liniowej, napisane w Blackpool 11 lipca 1941 r.).
Zespół redaktora Adama Sikorskiego eksplorował we wrześniu miejsce upadku jednej z polskich maszyn ? zestrzelona przez Niemców eksplodowała tuż po upadku. Na jej pokładzie zginęła cała czteroosobowa załoga: ppor. pil. Wacław Cierpiłowski, ppor. obs. Władysław Kołodej, kpr. strzel. rtg. Karol Pysiewicz, kpr. strzel. rtg. Kazimierz Wielgoszewski. Szczątki poległych lotników pochowane zostały na cmentarzu w Radzyminie.
Łukasz Rygało
Mój Ojciec służył na łosich w 1 pułku Lotniczym . Większość tych samolotów w dniu wybuchu wojny była po prostu bez uzbrojenia czyli nie nadawała sie do walki. To był wielki dramat tych ludzi.
Georgios proszę bardzo o kontakt lotzielonka@gmail.com