Wydarzeniem tygodnia była debata premiera Tuska z siedmioma pustymi krzesłami, z których dwa były zajęte. To wszystko co premier opowiedział pustym krzesłom na dziedzińcu Politechniki Gdańskiej mógł powiedzieć podczas konferencji prasowej na trawniku przy Urzędzie Rady Ministrów. No, ale wtedy nie nazywał by się ten happening debatą. Widocznie słowo ?debata” lepiej się kojarzy specjalistom od reklamy i tak postanowili społeczeństwu przedstawić to doniosłe wydarzenie. Toczy się właśnie kampania wyborcza i każdy sukces się przyda. Bo oczywiście wszystkie podległe rządowi służby medialno-marketingowo-propagandowo-specjalne okrzyknęły niby- debatę premiera mianem sukcesu.
Widziałem już w życiu kilka debat i parę sukcesów, ale w niczym nie przypominały omawianego wydarzenia, które od początku pomyślane było jakoś fałszywie. Nic dziwnego, że ludzie w okolicy widzieli zlatujące się pszczoły. Poczuły lipę.
Jedno co Donald Tusk przytomnie zauważył, to że stocznie powinny na siebie zarabiać. Oczywiście. LOT też powinien na siebie zarabiać, a bankrutuje. PKP – powinno zarabiać, a pada. Fabryki zbrojeniowe powinny robić kasę, a stanęły. Zakłady kolejowe w Łapach powinny prosperować a leżą… itd. To przykre dla obecnej władzy, że wszystko co przynosiło dochód pod poprzednim rządem teraz plajtuje. To bardzo niesprawiedliwe. Ale fakty są faktami. Ten rząd po prostu ma pecha!
Nawet najbardziej niefrasobliwa obiecanka Tuska, że zrobi z Polski II Irlandię obróciła się w swoje przeciwieństwo, bo oto zjechał nam tutaj Irlandczyk Ganley i instaluje jakiegoś Libertasa. Czy o takiej Irlandii marzył Donald przed wyborami? W dodatku Irlandczyk podkupił mu Wałęsę. A tak broniono Lecha przed siepaczami z IPN-u, tak fetowano jako narodowy skarb… i niestety znowu nie wyszło. Jak pech to pech…
W dodatku puma grasuje, drożyzna szaleje, świńska grypa krąży dokoła, armia zgubiła szyfranta… Nie ma łatwo. Pechowcom zawsze wiatr w oczy i piasek w tryby…