Jak w pałacu

Jeden z lepszych szmoncesów jakie słyszałem, w wersji skróconej: do rabina przychodzi ubogi Żyd i żali się, że mieszka w jednym pokoju z żoną i czwórką dzieci, że ma już dość, że żyć się tak nie da. Co robić, rabbi? – zapytuje z płaczem. – Ty weź sobie służącą, niech u ciebie mieszka. I kozę, też się przy was wyżywi! – odpowiada siwobrody rabin. Zdziwiony Żyd robi, jak mu zalecono, ale po tygodniu wraca i rozpacza, że żona kłóci się ze służącą, dzieci ciągle płaczą, koza wszystko niszczy i paskudzi po kątach. – Zwolnij służącą, sprzedaj kozę… – podpowiada rabin. Po tygodniu biedak wraca rozpromieniony: – Rabbi, ja teraz mieszkam w pałacu!

Carrefour w centrum Wołomina spłonął sześć lat temu, od tego czasu olbrzymi plac leżał odłogiem, otoczony paskudnym, blaszanym ogrodzeniem broniącym dostępu nieupoważnionym do… no właśnie – do czego? Niewiele brakowało, a trzeba by było występować o pozwolenie na wycinkę drzew, które zdążyły wyrosnąć na tym betonowym ugorze, żeby uporządkować teren. Wystarczyło trochę dobrej woli, zapewne wymiana kilku pism z walczącym w sądzie o przejęcie tego terenu PSS Społem, kilka, a może kilkanaście godzin pracy – i mamy parking na ?ziemiach odzyskanych?! To nic, że na razie mieszkańcy obawiają się nawet wejść na ten plac, nie wspominając nawet o wjechaniu samochodem. Dzikie zwierzęta też wciąż szanują nieistniejącą już granicę pomiędzy NRD i RFN, ponoć do dziś nie skrzyżowały się populacje saren żyjące z dwóch stron tej granicy. Kwestia czasu…

Pomysły magistratu na budowę na wysypisku w Starych Lipinach instalacji, która w przyszłości mogłaby się stać Regionalną Instalacją Przetwarzania Odpadów Komunalnych zostały oprotestowane przez mieszkańców, którzy poczuli się pominięci w dyskusji nad tym pomysłem, może nawet oszukani. Dopiero kiedy problemem zainteresowały się ogólnopolskie media, pod ?złotą górą? pojawiły się kamery i błysnęły flesze – zaczęły się rozmowy. Okazało się, że są kontrargumenty, że jest ryzyko, że może się spełnić ekologiczny lub ekonomiczny czarny scenariusz, że korzyści nie są oczywiste ani pewne. Jeśli miasto odstąpi od swoich planów i wysypisko pozostanie tylko wysypiskiem, to mieszkańcy odbiorą to jako sukces, choć tak naprawdę przecież nic się nie zmieni. Natura jednak nie znosi próżni – z pewnością po stronie magistratu ktoś obwoła się ojcem tego sukcesu, może nawet będzie ich kilku, bo w końcu impreza była huczna.

Ponoć to najtrudniejsza sztuka – zwyciężyć bez walki.

 

Łukasz Rygało