Idziemy na wakacje

Jan
Żebrowski

Koniec roku szkolnego to
niewątpliwie sygnał początku lata. Gromady wystrojonych, roześmianych
dzieciaków maszerują z bukietami kwiatów po raz ostatni
do szkoły. Nasze pociechy czeka zasłużony wypoczynek aż do jesieni.

Kierujący edukacją w Polsce nie
zasłużyli jednak na wakacje. Statystycznie rzecz ujmując, jest
dobrze. Prawie 75 % absolwentów gimnazjum wybiera szkoły
maturalne, a 50 % studiuje. Co prawda, co drugi studiuje za własne
pieniądze, ale to inny temat. Jednak socjalizm, wbrew pozorom, nie
zostawił po sobie wykształconego społeczeństwa. To spora
niespodzianka, dostęp do oświaty był bezpłatny, ale liczba szkół,
zwłaszcza średnich i wyższych o wiele za mała. Na młodych maturzystów
częściej czekała armia niż studencki indeks. Zostaliśmy w ogonie
Europy. Pełne wykształcenie średnie powinno mieć 40% społeczeństwa
(obecnie 28%), wykształcenie wyższe powinno osiągnąć 20% (obecnie
10%). Być może, nie każdy nastolatek nosi buławę (czy raczej indeks)
w tornistrze. I nie każdy musi się uczyć. To wolny kraj. Ale
powiedzmy jasno, matura jest dziś cywilizacyjnym minimum. Nasz kraj
niewiele może zaoferować młodzieży. Jej wykształcenie jest zaś, jak
ktoś trafnie powiedział, ważniejsze dla Polski niż ilość naszych
dywizji, to nasz potencjał. Niesłychanie ważne jest też pytanie:
jaka jest faktyczna wartość tego potencjału.
Poziom ogólnego
wykształcenia Polaków widoczny jest okiem nieuzbrojonym.
Nasza, reformowana od paru lat edukacja jest wciąż jednym wielkim
chaosem, z którego Bóg wie, co może się wyłonić. Szkoły
i placówki oświatowe przeszły pod zarząd samorządów
terytorialnych. Samorządy otrzymują na działanie szkół
subwencję oświatową i same muszą dbać by starczyło na pensje dla
nauczycieli i przysłowiową kredę do tablicy. Pieniędzy jednak wciąż
brakuje. Zdaniem Elżbiety Solis, naczelnika Wydziału Edukacji i
Kultury Starostwa Powiatu Wołomińskiego, subwencja oświatowa to dobre
rozwiązanie, władze samorządowe lepiej niż centralne znają realia i
gospodarniej wydają pieniądze. Szkoda tylko, że kwota subwencji
zawsze jest niższa niż potrzeby. Dla powiatu wołomińskiego to około
20 milionów zł, niezbędne potrzeby zaś to 22 miliony. Powiat
dokłada rocznie do szkół dwa miliony zł. Biorąc pod uwagę
fakt, że w odróżnieniu od gmin, nie posiada prawie dochodów
własnych, to poważne obciążenie jego budżetu. Na to nakłada się
zubożenie społeczeństwa. Główny Urząd Statystyczny alarmuje:
dla co trzeciej rodziny koszty ponoszone na kształcenie dzieci
stanowią poważne obciążenie finansowe. Media wciąż informują, o
wysokim tempie rozwoju gospodarki. Miejmy nadzieję, że chociaż drobna
część dochodów zostanie przeznaczona na lepsze kształcenie
dywizji naszych milusińskich, aby po 12, albo 15 latach nauki, ich
marzeniem nie była praca robotnika, sprzątaczki, a w najlepszym razie
kelnera w angielskim barze. Póki co, życzmy im pogodnych i
zdrowych wakacji.