Jolanta Michalik
Witold Gombrowicz mawiał, że swoim pisarstwem chciałby pomóc rodakom w odzyskaniu duchowej niezależności i godności. Uważał, że wewnętrznie spustoszeni Polacy pogrążyli się w „wódce i kiełbasie”, cynizmie lub apatii. Cenił ład, porządek, organizację – w życiu pojedynczego człowieka i całego narodu. Obawiał się, że pijaństwo, słomiany ogień i bałaganiarstwo to niezmienne cechy Polaków. Bywał agresywny wobec głupców i pyszałków. Gardził próżniactwem i lenistwem. Z dumą podkreślał, że zarabia na życie pisaniem.
Bezkompromisowy, ekscentryczny, wyniosły autor arcypolskich „Dzienników” w relacjach służących, kucharek, lokajów, stangretów to jaśnie panicz, herbaciarz, wątły, chorowity dziwak, który pisał nocą, spał do południa i zostawiał sterty niedopałków.
„Żadnego właściwie podobieństwa z moim dzieciństwem i pacholęctwem, dwa różne kraje, dwa różne środowiska, choć niby to samo ziemiańskie pochodzenie. Gdzie mnie tam było do Gombrowiczowskich majątków, kamienic, wizyt, wieczorków i stałego dochodu” – pisał Czesław Miłosz w 1988 r. o „Jaśnie Paniczu” Joanny Siedleckiej. Czwarte już wydanie tej książki, uzupełnione wieloma odnalezionymi fotografiami, ukazało się w setną rocznicę urodzin Witolda Gombrowicza.
Wspomnienia „dworskich”, zrujnowanej dalszej i bliższej rodziny, przyjaciół i znajomych „Gombra” są o niebo ciekawsze od konwencjonalnych rozpraw literatów, zresztą autor „Ferdydurke” nie lubił pisarzy, „salonu”, tradycji. Literacki reportaż Joanny Siedleckiej może być znakomitym wstępem do lektury dzieł wciąż elitarnego Gombrowicza.
Joanna Siedlecka, „Jaśnie Panicz”, Świat Książki, Warszawa 2004, 283 str., cena 36 zł.