Genialna artystka, wybitny pedagog…

Dr hab Zdzisława Ludwiniak to nasza wołomińska artystka, angażująca się często w artystyczne wydarzenia naszego powiatu oraz wykładowczyni na warszawskiej ASP. Obecnie w wołomińskiej Galerii Przy Fabryczce trwa wystawa prac studentów z pracowni Rysunku i Malarstwa I i II roku Wydziału Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, prowadzonych właśnie przez Panią Ludwiniak.

– Od trzech lat prowadzi Pani studentów z pracowni Rysunku i Malarstwa I i II roku Wydziału Grafiki ASP w Warszawie. Czy łatwo jest nauczać początkujących artystów?

– Rola jakiegokolwiek pedagoga nie jest łatwa. Być pedagogiem Akademii Sztuk Pięknych, to jest niezwykle interesujące, ponieważ młodzież tej uczelni różni się nieco od młodzieży studiującej w innych uczelniach. Każdego studenta traktuję indywidualnie w zależności od jego możliwości i zaangażowania. Od każdego należy wymagać inaczej i oczekiwać czegoś innego. Z każdym jest też inny kontakt. Inna jest grupa studentów, która wchodzi dopiero w mury Akademii Sztuk Pięnych a stają się kimś innym na starszych latach studiów.

– Czy każdy student ASP ma prawdziwy talent?

– O talentach można dyskutować bardzo rozlegle. Czym to właściwie jest? Dla każdego z nas talent oznacza coś innego. Zewsząd słyszymy głosy protestów albo zachwytów na temat, na który sami mamy odmienne zdanie. Talent potrafi ujawnić się w dosyć zaskakujący sposób. Picasso mówił o sobie : 5% talentu, 90% pracy, 5% szczęścia. Talent nie pielęgnowany nigdy się nie rozwinie. Czasem z dużym zaskoczeniem patrzymy na niesamowity rozwój studenta, w którym nic nie wskazywało, że posiada aż taki potencjał. Jest jednak pewna granica, której wielu nigdy nie przekroczy.

– Jakimi zasadami kieruje się Pani w swojej pracy pedagogicznej?

– Wszyscy traktowani są równo. Są prawa, przywileje i obowiązki każdej ze stron z których trzeba się wywiązać. ASP to nie jest zwykła uczelnia i na wszystko pozostaje dosyć duży margines tolerancji. Z uwagą obserwuję każdego i wymagam aktywności i sumiennej pracy.

– Jak i czego należy uczyć młodych artystów?

– Pierwsze lata studiów to są absolutnie tylko podstawy. Często rozmowa ma wskazywać bardziej na to, czego nie należy, niż podawać dokładne rozwiązania. W podawaniu rozwiązań w obrębie sztuki należy być bardzo ostrożnym i skromnym. Tak jak nieuchwytna jest definicja pojęcia piękna ponieważ leży ona bardziej w sferze ducha niż materii, tak też trudno jest podawać gotowe rozwiązania na prace dla przyszłych twórców.

– Czy do tej pory odkryła Pani prawdziwe diamenty artystyczne – studentów, którym wróży Pani świetlaną karierę artystyczną?

– Z grupy studentów wchodzących w skład rocznika jedna lub dwie osoby pozostaną w przyszłości wierne sztuce. Zdarzają się osoby wybitne, a wtedy jest to bez znaczenia czy taka osoba zrobi tak zwaną karierę czy też nie, ponieważ jej wartość i tak jest niezaprzeczalna. Kariera nie zależy od postanowień osoby zainteresowanej. Jest tajemniczym splotem przypadku, szczęścia a nierzadko lobby politycznego lub innego. Jak pani widzi nie pada tu słowo „talent”. Tak jakby on miał najmniej do powiedzenia w dzisiejszych czasach pełnych manipulacji. Często poza nami decyduje się o tym, kto ten talent ma mieć i kto ma zrobić karierę. Historia pokazuje nam wiele takich przykładów. Chociażby okres socrealizmu. Nie tak dawno burzyliśmy pomniki tych, którzy w tamtych latach zrobili wielką karierę.

– Jest Pani uważana za świetnego pedagoga. A co Pani sama myśli o swoim nauczaniu?

– Miałam doskonałe wzorce, byłam studentką profesor Teresy Pągowskiej. Kontakt z takimi osobowościami nie pozostaje bez śladu. W czasach moich studiów pedagogami Wydziału Grafiki były same znakomitości. Nazwiska, które na trwałe wpisały się w historię sztuki polskiej a także światowej: Henryk Tomaszewski, Jerzy Tchórzewski, Halina Chrostowska, Maciej Urbaniec.

– Jak długo przygotowywała Pani obecną wystawę w Galerii przy Fabryczce? Czy pomagali w tym Pani studenci?

– Idea tej wystawy zrodziła się jeszcze zanim zaistniała Galeria przy Fabryczce. Pierwsze rozmowy na ten temat z dyrektor Jolantą Boguszewską zostały podjęte ponad rok temu. Zwracam tu szczególną uwagę na fakt, że Wołomin jest w posiadaniu tak profesjonalnego miejsca i zachęcam decydentów do podjęcia dalszych inwestycji związanych na przykład z ogrzaniem obiektu. Do pracy przy wystawie nie włączam studentów, ich wysiłek ma być całkowicie skierowany na jakość pracy przy sztaludze. Reszta ? o której dosyć autorytatywnie decyduję ? należy do mnie.

– Czy trudno było wybrać odpowiednie na tę wystawę prace?

– Prace studentów są przeze mnie przeglądane i kontrolowane na bieżąco więc ich wybór nie stanowił problemu. Pracując nad wystawą należy myśleć też kategoriami wystawiennika. Zrobić dobrą wystawę to znaczy tak ją zaaranżować aby odmienić wnętrze, tak przedstawić prace aby te mniej ciekawe wydały się równie interesujące jak inne, aby każda praca znalazła dla siebie odpowiednie miejsce. Starałam się wyeksponować prace najbardziej wartościowe, aby zwrócić na nie szczególną uwagę i nagrodzić wysiłek studenta. Przy tej wystawie obowiązywała zasada, że każdy ze studentów miał na niej zaistnieć.

– Planuje Pani podobne wystawy w przyszłych latach?

– To jest bardzo duży wysiłek, mobilizacja i odpowiedzialność, który na pewno w przyszłości ponownie podejmę.

Rozmawiała Sylwia Kowalska