Początek nowego roku szkolnego, jest dla wszystkich rodziców swoistym horrorem finansowym. Trzeba dziecku kupić wyprawkę, która z roku na rok staje się coraz droższa. Wszystko byłoby pięknie gdyby w tym procesie zachodziły zdrowe proporcje – im więcej pieniędzy włożone w książki, tym lepsza jakość nauki (przy założeniu, że dziecko chce się uczyć). Rzeczywistość niestety wygląda zupełnie inaczej. Tak kuszące i piękne, kolorowe podręczniki, niestety poza swoimi barwnymi piórkami, nie posiadają zbyt wiele konkretnej treści merytorycznej. Wiadomości w nich zawarte są bardzo ogólnikowe i zmuszające ucznia do zakupu, coraz to nowych książek, rozszerzających wiedzę, do poziomu wymaganego przez nauczyciela. W większości tych publikacji, forma przewyższa treść. Pełno ładnych zdjęć, rysunków, kolorowych ramek przysłaniających element merytoryczny podręcznika.Wszystko na wysokiej jakości papierze. Oczywiście, jak nietrudno się domyśleć, wyżej wymienione zabiegi podwyższają koszt podręcznika. Jest to całkowicie zgodne z zasadami gospodarki wolnorynkowej. Jednak owa gospodarka w swym odhumanizowaniu przestaje dostrzegać w kliencie istotę ludzką. Taka polityka sprawia, że biedniejsze rodziny nie są w stanie zaopatrzyć swoich dzieci w odpowiednie podręczniki. Skutkiem tego jest powstawanie coraz większego zróżnicowania w jakości edukacji i zależności : pieniądz – wiedza. Dzieci z uboższych domów nie mają takich możliwości dostępu do wiedzy, jak ich bogatsi koledzy i to już na poziomie podręczników szkolnych. Nie mówiąc nawet o dostępie do internetu – niezmierzonej bazy informacji przydatnych w nauce. A przecież dziecko nie jest winne temu, że jego rodzice nie mają pieniędzy. Dobry system edukacyjny powinien zakładać wyrównywanie szans wszystkim uczniom. Drogie podręczniki, zawsze będą w tym przeszkodą. Może warto zainteresować się, tańszymi i bardziej treściwymi pozycjami, zamiast wprowadzać coraz to nowe książki o niskich wartościach edukacyjnych jak i społecznych ? – Pytanie to kieruję do nauczycieli. |
3 przemyślenia nt. „Forma czy treść?”
Możliwość komentowania jest wyłączona.
Taki ładny chłopiec a takie paskudne zdjęcie :( ono jest straszne!!!
hey Aaaaby a jak Ci się podoba moje zdjęcie???:):)
Zgadzam się z tezami przedstawionymi przez szanownego kolegę ale tylko jeśli chodzi o starsze dzieci, bowiem warto chyba zwrócić uwagę na fakt, iż taki pierszak z podstawówki raczej nie będzie dobrze „przyswajał” z książki bez obrazków, kolorowanek, wycinanek itp. bajerków , które sprytnie odwracają jego uwagę od znużenia a po cichu przekazują pewne treści merytoryczne. Kiedyś jeszcze za moich lat szkolnych funkcjonował system (choć już definitywnie chylił sie ku upadkowi) odkupowania podręczników od starszych pokoleń. Miałem ksiązki które służyły 5 rocznikom a nawet więcej. Dziś myślenie o czyms takim jest marzeniem ściętej głowy. Problem leży po części w nauczycielach (tych mniej „deowych”:)) ale też w lobby firm wydawniczych, które dokładają wszelkich starń aby żyła złota nie wygasła (chodzi tu o miliardy złotych). Każdego roku MEiS wydaje listę lektur zaakcetowanych do użytku dydaktycznego , która zawiera kilkaset pozycji, z których nauczyciel może wybierać dowoli. Dzieciak idzie do nastepnej klasy i nie może już odkupić ksiązki od starszego kolegi bo Pani nauczycielka ma nową propozycję itp.
Wyrównanie szans jest niezwykle trudnym zadaniem a problem ksiażek stanowi tylko jedna z wielu problematycznych sfer rodzimej edukacji. Mozna wspomniec chociażby korepetycje, które są powszechna formą podnoszenia umiejętności ucznia (dzis mało kto wybraza sobie podejscie do egzaminu na studia albo matury bez popularnych korków).
Tak.. dzieci muszą stopniowo oswajać się z problemami logiki, nauk społecznych, na zasadzie obrazków (jeszcze słabo radzą sobie z tekstem) jednak te kolorowe podręczniki nie są tylko dla początkowych klas podstawówek.. ale i 1,2 i 3 klasy szkoły średniej, a to już jest edukacyjnym nonsensem.
A jeśli chodzi o kerepetycje, to tu jest problem, bo z jednej strony ci co ich na nie stać utrudniają wyrównanie szans. Jednak z drugiej strony, co to za świat, w którym uczeń chcący się uczyć nie mógłby praktykować swoich pasji pod okiem innych nauczycieli, niż ci „bazowi” ?