Tą sprawą żyła cała Polska. Desygnowany na metropolitę archidiecezji warszawskiej ks. abp Stanisław Wielgus został na przełomie 2006/7 roku oskarżony przez IPN o współpracę ze służbą bezpieczeństwa PRL. Mając przeciwko sobie władzę, część hierarchów, media i zdezorientowane społeczeństwo arcybiskup Wielgus nie przyjął tej godności. Rządzące wówczas Prawo i Sprawiedliwość triumfowało. Udało mu się bowiem skutecznie podważyć decyzję Papieża! Można by tu wymienić nazwiska ?lustratorów?, lecz kilku z nich już nie żyje, zginęli w katastrofie lotniczej pod Smoleńskiem 10 kwietnia 2010 roku. Niech zrobią to historycy.
Jest już pierwszy zwiastun, książka Sebastiana Karczewskiego ?Zamach na Arcybiskupa. Kulisy wielkiej mistyfikacji?. Jak przekonuje Włodzimierz Blajerski, prokurator, były wiceminister spraw wewnętrznych, to odpowiedni tytuł. ?Ja ze wszystkimi tymi aktami, które znalazły się w teczce i stanowiły pretekst do oskarżenia księdza arcybiskupa, bardzo rzetelnie się zapoznawałem. I mogę powiedzieć tak: nie znalazłem tam ani jednego dokumentu, który z punktu widzenia mojej wiedzy jako wiceministra spraw wewnętrznych zajmującego się zwłaszcza dokumentacją SB wskazywałby na jakąkolwiek podjętą przez ks. abp. Wielgusa współpracę. A znam wszystkie zarządzenia i instrukcje ministra spraw wewnętrznych na temat tego, jak się werbuje, jak się rejestruje dokumenty, jak się powinno je przechowywać, jakie dostają sygnatury i w jakim momencie. Bo co tam jest? Na przykład jakieś ?kopytko? z wykropkowanym miejscem, że podpisuje współpracę … ?Grey? po czym, niezdarnymi drukowanymi literami dopisek: ?ja, Stanisław Wielgus?. Umowa o współpracy musi być podpisana nazwiskiem, a dopiero później można było podpisywać się pseudonimem, jak się go przyjęło. A w mediach robiono fotomontaż: filmowano prawdziwy podpis księdza arcybiskupa i pokazywano pod tekstami o współpracę. To było kłamstwo i manipulacja! Wielu ludzi dało się jednak na to nabrać.
Największą jednak zbrodnią było to, że pierwsza komisja historyczna stwierdziła, że ks. abp Wielgus był agentem. Kolejna ?komisja? Kochanowskiego też mówiła, że nie ulega wątpliwości, że te dokumenty stwierdzają agenturalność. Dla mnie jako dla człowieka, który się na tym zna, to było coś strasznego. Ponieważ te dokumenty, na których opierali swe sądy ci ludzie, to była fotokopia, film z kserokopii, pod którą już dawno można było podciągnąć wszystkie możliwe podpisy. Żaden z nich nie znajdował odbicia w zarządzeniach, aktach prawnych i instrukcjach ministra spraw wewnętrznych. A przecież ci wszyscy ?specjaliści?, ?fachowcy? tak chętnie się w tamtych dniach ataku na arcybiskupa wypowiadali, że się na tym znają. To było coś strasznego. Gdyby to dotyczyło np. prezydenta, to dzisiaj tych ludzi ścigalibyśmy za zbrodnię stanu. Natomiast gdy dotyczyło to arcybiskupa, to te same działania zostały uznane za dopuszczalne!
Akta, których użyto w ataku na księdza arcybiskupa, były od samego początku preparowane w zadziwiający sposób. Zatem ta publikacja wychodzi naprzeciw potrzebie ukazania prawdy. Książka dotyka spraw, wokół których dotychczas panowała prawie powszechna zmowa milczenia. Na szczęście, kłamstwo nie miało w tej historii ostatniego słowa!?