Z końcem wakacji okazało się, że w naszym powiecie zostało zapisanych do pierwszej klasy 74. sześciolatków. Ta śladowa ilość chętnych do wcześniejszego rozpoczęcia nauki czytania i pisania była efektem wielomiesięcznej agitacji wykazującej ?szkodliwość? rozpoczynania kształcenia umysłu w tak młodym wieku. Tej filozofii sprzyjał – niestety – prezydent Lech Kaczyński, który publicznie wspierał stowarzyszenia rodziców przeciwne rozpoczynaniu nauki w wieku sześciu lat. Na wspólnych spotkaniach, co wielokrotnie pokazywała telewizja, na środku prezydenckiego salonu stał wielki kosz z zabawkami, dzieci wokół niego a rodzice siedząc z Panem Prezydentem na sofie deliberowali o wyższości pluszowego misia nad książeczką. Ten słodki obrazek tak przemówił do wyobraźni młodym rodzicom z powiatu wołomińskiego, że tylko 0,34 procenta sześciolatków zostało zapisach do szkół. Pan Prezydent i wspierające go Prawo i Sprawiedliwość bezsprzecznie zatriumfowali na Ziemi Wołomińskiej!
Minął wrzesień i oto ogólnokrajowe media podały, że w jakichś przedszkolach z powiatu wołomińskiego, na prośbę rodziców, rozpoczęto tajne nauczanie czytania i pisania dla sześciolatków! Tak, tak, tajne nauczanie! Bez tablic, zeszytów i książek. I by było jeszcze śmieszniej, to ?kuratoria oświaty będą sprawdzać jak przedszkola realizują nową podstawę programową (bez nauki pisania i czytania). Jeżeli okaże się, że łamią przepisy, to wobec dyrektorów będą wyciągane konsekwencje służbowe.? Jedna z dyrektorek przedszkola, entuzjastka konspiracji, wyjaśniła jak ominąć ten zakaz. ?Edukację można prowadzić przez zabawę, a tego podstawa programowa nie zabrania. Przedszkolaki poznają kształt liter i proste słowa przy użyciu zabawek.? To pocieszająca informacja, bo tym sposobem przyszły elektorat Prawa i Sprawiedliwości może nauczy się do wakacji złożyć kilka słów, takich jak: As, Ola, mama, tata, pis.
Ale to nie koniec tragikomedii. Wybuchła afera, bo okazało się, że ci, co siorpali herbatkę i zajadali herbatniki w pierwszym pałacu RP okazali się zdrajcami. Jak ujawniło CBA, ze stenogramów z podsłuchu telefonicznego jednoznacznie wynika, że ci fałszywi przyjaciele pierwszego obywatela, wieczorami, przy zaciemnionych oknach zaczęli uczyć swoje pociechy trudnej sztuki czytania i pisania! Na nic się zdały kosze zabawek, kamery telewizyjne i głaskanie malców po czuprynkach. Zwyciężył rozsądek, nawet w tym opornym na naukę środowisku! To chyba nie powinno specjalnie dziwić, bo to, co się dzieje wokół nas aż się prosi o grom z jasnego nieba! Z publikowanych od pewnego czasu informacji i raportów wynika, że Centralne Biuro Antykorupcyjne, korzystając ze specjalnych urządzeń podsłuchowych, od lat kontrolowało wszystkie rozmowy telefoniczne, Internet i pocztę! Poznano każdą ?nieprawomyślną? myśl jaka ujrzała światło dzienne. Szef CBA, Mariusz Kamiński, zaczął z tej wiedzy korzystać i co chwila publikował w prasie po kilka kartek z zapisem podsłuchanej rozmowy. Usłyszeliśmy o aferach gospodarczych, ale też o podsłuchiwaniu przedszkolaków. Wojna Premiera z szefem CBA, to w istocie była walka o zachowanie nam prawa do odrobiny prywatności!
To nie przypadek, że odwołanie szefa CBA, Mariusza Kamińskiego, nastąpiło w przeddzień Dnia Edukacji Narodowej.
Kiepsko z panem. Zawsze pan otrzymuje instrukcję za późno. Okazało się, że CBA nakryła szwindle kolesiów z PO. (Najpiękniejsze to spotkanie na cmentarzu i rozmowy w stylu pensionariuszy więzienia). Podwładni Tuska podsłuchiwali prywatne rozmowy dziennikarzy.
Ba nawet dzielili się stenogramami w ich prywatnych rozgrywkach. A pan ciągle nie nadąża.
Trafna uwaga…ja dodam, że z moich obserwacji niezwykle mało jest dzieci, które w wieku sześciu lat są gotowe do szkoły… do samodzielnego myślenia…a niektórym to nawet umiejętność uczenia się nie przychodzi z wiekiem :)
Panie autorze na zamówienie !
A gdzież te wszystkie dzieci miałyby się zmieścić skoro „prawdziwe” pierwszaki gnieżdza się w klasach po 30 osób na 2 zmiany. Z powodu braku nauczycieli,sal i sprzętu nie odbywają się lekcje angielskiego i informatyki. A może własnie dobrze się stało, że nie wszystkie poszły do szkoły i nie muszą przeżywać dodatkowego stresu. „Tajne komplety” też im nie zaszkodzą a w przedstawionych realiach są chyba nawet lepsze niż warunki w miejscach które powinny zapewnić optymalny komfort. Z Pana wypowiedzi wynika, że nie ma Pan już dzieci w wieku szkolnym albo zyje Pan oderwany od panującej rzeczywistości.
A może na początku (wobec niemocy szkoły) należy przysposobić rodziców do wprowadzania swoich dzieci, w trudne arkana sztuki pisania i czytania. Powinny powstać odpowiednie instrukcje, jak to robić. Przynajmniej część rodziców by z tego skorzystała. Pozostali mogliby opłacać odpowiednich korepeteytorów; studentów, uczniów starszych klas. A wolontariusze ? To dla nich przecież wdzięczne pole do działania. Wszystko da się zrobić, jęzęli się chce. Ale jest problem, żeby chciało się chcieć