W nowy rok weszliśmy z bólem głowy. I co gorsza, tabletki na tenże ból zostały przed nami zamknięte, bo wielu lekarzy i aptekarzy rozpoczęło, właśnie w tym dniu, protest. Jak zrozumiałem, obrazili się na ministra zdrowia! Wyglądało to tak, że przez pierwsze dni protestu lekarze zaprzestali sprawdzania ubezpieczenia zdrowotnego pacjenta. Skutkowało to tym, że na recepcie, zamiast oznaczenia poziomu refundacji leku, stawiali pieczątkę: ?Refundacja do decyzji NFZ?. Z taką receptą chory, który poszedł do apteki, mógł kupić zaordynowany lek tylko za pełną odpłatnością!
Ale po kolei. Jak sięgam pamięcią, idąc do lekarza, zawsze brałem ze sobą książeczkę zdrowia ? rodzinną bądź pracowniczą ? którą w rejestracji przychodni musiałem okazać, by otrzymać ?numerek?. Później, zamiast książeczki zdrowia, przedstawiałem już tylko aktualny ZUS RMUA, czyli, ?raport miesięczny dla osoby ubezpieczonej?. Przez 50 lat system ten funkcjonował bez większych problemów. W ubiegłym roku, jak ujawniły to kontrole NFZ, na kilka milionów wypisanych recept tylko siedem osób w Polsce oszukało lekarza i otrzymało nienależną sobie ulgę do zakupu leków! O co więc chodzi protestującym lekarzom i aptekarzom? Jak mówią, obawiają się odpowiedzialności materialnej za błędnie wypisaną receptę czy wydany lek, osobie, której nie mogą dziś sprawdzić w elektronicznej ewidencji osób ubezpieczonych. Chcą więc, by minister zdrowia zmienił prawo, zapewniając im w takich sytuacjach ?bezkarność?. Patrząc z boku, jest to postulat słuszny. Trudno przecież kogoś karać za nie swoje winy! Z drugiej zaś strony, to jak ma się czuć kasjerka w supermarkecie, która codziennie jest wielokroć narażona na przeoczenie, często wymyślnego, oszustwa ze strony nieuczciwego klienta, a której nikt ustawowo nie zagwarantował ?bezkarności?! Zastrajkuje? Czy rzeczywistym więc powodem protestu środowiska medycznego może być tych siedem zakwestionowanych recept?
Odpowiedź jest tu ? niestety – znana. To zapewne nowa ustawa refundacyjna, a ściślej zmieniona lista leków refundowanych, tak zirytowała to środowisko! Warto wiedzieć, że rynek leków refundowanych ze środków publicznych jest dziś wart ok. 8 do 10 miliardów złotych. Dotychczas to koncerny farmaceutyczne ustalały cenę leku oferowanego Ministerstwu Zdrowia do refundacji. Teraz ustawa refundacyjna, wprowadzając mechanizm negocjacji z firmami farmaceutycznymi, położyła kres tej praktyce. Przyczyniła się do obniżki niektórych cen, zaś kilka firm, które nie chciały ustąpić w negocjacjach cenowych, wypadło z listy dostawców leków refundowanych. Skorzystali na tym chorzy… lecz wybuchł protest!
Dla ministra zdrowia, Bartosza Arłukowicza, ta ustawa ?wprowadza elementarny porządek w sektorze leków i refundacji. Komplikuje życie wszystkim tym, którzy kreują rynek, a ułatwia tym, którzy muszą w nim funkcjonować?. Z ministrem zmuszony był ? publicznie ? zgodzić się nawet organizator ?pieczątkowego protestu?, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy Krzysztof Bukiel: ? Być może faktycznie teraz koncerny farmaceutyczne będą musiały z większym zaangażowaniem walczyć o refundacje swoich produktów. Ale… dalej protestujemy!
Czyżbym przeoczył jeszcze jakiś istotny powód tego protestu?