?Helena Kowalska (św. siostra Faustyna) w lipcu 1924 roku, przed przyjęciem do nowicjatu, chcąc zarobić na skromną wyprawkę, została skierowana przez księdza proboszcza parafii św. Jakuba w Warszawie, do pracy jako służąca w rodzinie Samuela i Aldony Lipszyców , mieszkających w Ostrówku.?
(z listu Abp. Henryka Hosera do diecezjan)
W drugą niedzielę sierpnia tego roku, w kościołach naszej warszawsko-praskiej diecezji czytany był krótki list księdza arcybiskupa Henryka Hosera do wiernych. Lapidarność słów, zwięzłość informacji, wreszcie główne wezwanie zawarte w tym liście, mogłyby przesłonić niektórym niezwykłość, a może nawet przełomowość tego listu i opisanej w nim decyzji Księdza Arcybiskupa. Ordynariusz naszej diecezji informuje bowiem, że diecezja warszawsko-praska zakupiła w Ostrówku ?dom uświęcony? w swojej historii. To skromny, drewniany budynek, który poprzez ludzkie historie związane z tym domem ma stać się w naszej diecezji miejscem modlitwy i celem pielgrzymek.
Postaci świętej siostry Faustyny przypominać nie trzeba, wszak jak napisał w swym liście Ksiądz Arcybiskup, to przecież ?najbardziej znana święta z Polski?. Ale ten dom miał przecież swoich gospodarzy, Samuela i Aldonę Lipszyców, którzy współtworzyli swym życiem historię tego nowego miejsca pielgrzymkowego naszej diecezji. Samuel, Żyd warszawski, przyjął gościnnie pod dach swojego domu w Ostrówku, młodą dziewczynę, katoliczkę szukającą pracy, pragnącą zarobić na wyprawkę wymaganą przez siostry zakonne, do których chciała się przyłączyć. Do tego Żyda wysłał przyszłą Świętą nie kto inny, ale proboszcz jednej z warszawskich parafii. Wiedział, że ta dziewczyna chce być przyjętą do zakonu. Czyżby nie znalazł w wielkiej Warszawie katolickiego domu, by doń skierować tę dziewczynę? Czyżby sam nie mógł jej dać zatrudnienia? Czyżby siostry nie mogły bezinteresownie (bez wyprawki), przyjąć biednej dziewczyny do swego nowicjatu? Nie znajdziemy łatwej odpowiedzi na te proste pytania. Jedno wiemy z całą pewnością, to właśnie Żyd Samuel Lipszyc umożliwił Helenie Kowalskiej zebranie środków na ową nieodzowną wyprawkę.
Samuel i jego żona Aldona (z domu Jastrzębska), byli już wtedy rodzicami większości swoich siedmiorga dzieci. Być może więc posługa młodej kandydatki do zakonu związana była z pomocą gospodyni domu otoczonej gromadką potomstwa. Biografowie świętej ów kilkunastomiesięczny epizod w Ostrówku traktują bardziej niż zdawkowo. Większość z nich pomija w kalendarium świętej nie tylko nazwisko Lipszyców, ale nawet nazwę miejscowości, w której nasza diecezja odkryła ślady świętości pozostawione przez Helenę-Faustynę.
W 1938 roku umiera nasza Święta i w tym samym roku umiera Samuel Lipszyc. Umierając św. Faustyna prostą drogą zdąża do Nieba. Umierając Samuel Lipszyc podobną drogą wymyka się ze szpon zbliżającej się zagłady Żydów. Aldona Lipszyc pozostaje z siedmiorgiem dzieci, skazanych przez ustawy norymberskie na zagładę. Wołomińskie, radzymińskie i tłuszczańskie getta dopominają się o dzieci Samuela. Aldona nie tylko nie oddaje swych dzieci w ręce oprawców, ale jej dom w Ostrówku staje się schronieniem dla uciekinierów z okolicznych gett i z przejeżdżających tuż obok transportów śmierci zmierzających pobliską linią kolejową do Treblinki.
To dzielenie biedy i głodu panujących w domu w Ostrówku między własne dzieci i dziesiątki żydowskich uciekinierów stało się codziennością Aldony Lipszyc. Czasem stukali do tych drzwi dawni znajomi, często zupełnie nieznani i bezimienni Żydzi. Czasem prosili o schronienie tylko na jedną noc, innym znów razem pozostawali przez całe miesiące. Niektórych przyjmowała w domu, innych ukrywała w ziemiance na terenie swego gospodarstwa. To w tym domu nachodzili ją miejscowi szabrownicy grożąc zadenuncjowaniem, żądając zapłaty za milczenie. Bywało że przyprowadzili ze sobą żandarmów. To oni doprowadzili do śmierci żydowskiej rodziny Lipczyńskich w rozerwanej granatem ziemiance. Aldona nie załamywała rąk. Wytrwała aż do ostatnich dni okupacji, kiedy to ostrzeżona przez AK, w obawie przed śmiercią ze strony oddziału NSZ uciekła z dziećmi do Warszawy. Po wojnie ocaleni w domu w Ostrówku uzyskali dla Aldony tytuł Sprawiedliwej wśród narodów świata (zmarła w 1980 roku).
Od tamtych wydarzeń minęły dziesiątki lat. Nie tylko czas, ale i ludzkie poczynania sprawiły, że odeszli spośród nas ci nieliczni ocalali z zagłady Żydzi. Na wiele różnych sposobów zacierały się lub były zacierane, ślady żydowskiego życia i ślady żydowskiej, męczeńskiej śmierci na terenie naszej warszawsko-praskiej diecezji. Dziś odkrycie tych śladów i pochylenie się nad nimi wymaga wiele trudu, a śmiem twierdzić, że czasami również odwagi. Decyzja naszego Księdza Arcybiskupa o restauracji tego właśnie domu w Ostrówku wraz z jego prawdziwie niezwykłą, a głęboko niejednoznaczną historią, jest milowym krokiem na drodze odkrywania na nowo wspólnej polsko-żydowskiej historii. Może również stanowić impuls dla ożywienia dialogu chrześcijańsko-żydowskiego w naszej diecezji.
Tylko prawda może stanowić fundament takich spotkań i takiego dialogu. Prawda o Helenie Kowalskiej i o Aldonie Lipszyc, o Żydzie Samuelu i o warszawskim proboszczu od świętego Jakuba, o Żydach ocalonych w domu w Ostrówku i w wielu podobnie gościnnych, a zapomnianych domach na trasie do Treblinki, o zamordowanych w ziemiance gospodarstwa Lipszyców i o zakopanych przy torach kolejowych na trasie pociągów śmierci, o Sprawiedliwej wśród narodów świata Aldonie Lipszyc i bezimiennych Sprawiedliwych, którzy po dziś dzień boją się przyznać, że dali schronienie Żydom, o szmalcownikach i najzwyczajniejszych bandytach, o pożydowskich domach i o złotych monetach z czasów wojny, które choć wyczyszczone i wypolerowane nadal ociekają żydowską krwią. Stanąć twarzą w twarz z taką historią tej ziemi i tych ludzi, może tylko człowiek wielki. Zbyt długo dom w Ostrówku czekał na swego kustosza. Zbyt długo tamte tragiczne historie znali nieliczni. Wierzę, że decyzja naszego biskupa Ordynariusza, by z tego domu uczynić miejsce pielgrzymek, będzie brzemienna w skutkach. Zapisze się w dziejach naszej diecezji. Może niejednemu otworzy oczy, może u niektórych wzbudzi zawstydzenie, może sprawi po latach, że ktoś modlitwą serdeczną wspomoże dawno zapomnianych.
Ksiądz Wojciech Lemański
tel. 297573698 kom.504318784
„Aldona nie załamywała rąk. Wytrwała aż do ostatnich dni okupacji, kiedy to ostrzeżona przez AK, w obawie przed śmiercią ze strony oddziału NSZ uciekła z dziećmi do Warszawy” – Ską ksiądz to wie, że NSZ próbował zabić Aldonę Lipszyc?? NSZ to nie byli bandyci!!